Lenny kończy sezon w Ischgl

Tradycyjnie już – czyli koncertem na wysokości 2320 m n.p.m. – zakończył się sezon narciarski w tyrolskim Ischgl. A że zima była udana, więc i wykonawca nader zacny, bo sam Lenny Kravitz.

O historii pomysłu Top of the Mountain – i rockowych gwiazdach grających w śnieżnej scenerii Silvretta Arena (m.in. in Deep Purple, Stingu) – już tu kilka razy pisałem, chociażby przy okazji koncertu Roxette.

Lata temu miałem zresztą okazję uczestniczyć w Ischgl w podobnej imprezie, tyle że organizowanej… na początku zimy (no i śpiewała wtedy Rihanna, owszem, też popularna, ale jednak z innej półki – w każdym razie artystycznej).

Tym razem amerykańskiego gitarzysty i wokalisty (a także kompozytora, producenta oraz czterokrotnego laureata nagrody przemysłu fonograficznego Grammy) słuchało 18 000 fanów. 

Przeważali wśród nich oczywiście narciarze – ponoć warunki w Ischgl są wciąż przednie, więc można było spokojnie połączyć dawkę sportu z dozą kultury.

Na wybudowanej zwyczajowo w rejonie Idalp – powtórzmy: na 2320 m n.p.m. – scenie Kravitz pojawił się w sobotę w towarzystwie siedmioosobowego zespołu. Grali bite dwie godzinny. Były i znane przeboje (Are You Gonna Go My Way, It Ain’t Over Til It’s Over czy Fly Away) i utwory z najnowszej płyty Raise Vibration. A ze strony publiczności – piski, chóralne śpiewy z artystą i gromkie oklaski. Dopełnieniem koncertu stały się powietrzne popisy kaskaderskie w wykonaniu Red Bull Skydive Team i oddziałów specjalnych armii austriackiej.

Ischgl zakończyło więc sezon (wyciągi kursowały do 1 maja) hucznie i z fantazją. Ale trudno się dziwić: menedżerowie stacji nie kryją zadowolenia z zimy 2018/19. Andreas Steibl, szef Tourism Association Paznaun/Ischgl szacuje, że kurort od listopada odwiedziło ponad 2 mln gości. Na dodatek spore – zwłaszcza w porównaniu do ostatnich lat – opady śniegu ułatwiały przygotowanie tras – i to od pierwszego do ostatniego dnia. Zaprasza więc już na przyszłą zimę.