Pustki na Stubai, tysiące na Stubai
W zwykłe dni tygodnia (miniony piątek na przykład) na tyrolskim lodowcu Stubai najwięcej było… zawodników trenujących „na tyczkach”. Ale już podczas weekendu na narty przyjechały tam tysiące narciarzy – w niedzielę na stokach było ich ponad 11 tys.
(Fot. Paweł Figurski)
Bo o ile w dolinie wciąż nie ma śniegu, to na Stubaier Gletscher można już nieźle pojeździć (choć miejscowi przyznają, że na razie nawet tam opady nie były znaczące). Działa większość kolejek i wyciągów, otwartych jest większość tras (a zważywszy że Stubaier Gletscher jest największym lodowcem Tyrolu, nawet to daje sporo przestrzeni do jazdy – pisałem już tu o tym, np. w notkach „Wielki Stubai”, 10 listopada 2010 r., czy „Stubai, czyli królestwo śneigu”, 14 grudnia 2011 r.).Zamknięte są jednak wszystkie warianty off route (czyli szlaki oznakowane, lecz nieprzygotowywane przez ratraki) – wciąż bowiem można natknąć się tam na kamienie, a i mostki śnieżne nad lodowcowymi szczelinami są cienkie. Nie można więc m.in. spróbować w całości dziesięciokilometrowego zjazdu z Wildspitz (najwyżej dostępnego wyciągami punktu na 3210 m n.p.m.) do stacji kolejki Mutterberg w dolinie na 1750 m n.p.m. – jego bowiem ostatni fragment to właśnie off route.
Dzięki jednak życzliwości Christophera Po., jednego z najbardziej doświadczonych instruktorów Ski School Neustift Stubai Glacier, udało się mi się dotrzeć w kilka ciekawych, bo i urozmaiconych, i pokrytych dobrym śniegiem, i całkiem pustych nawet w weekend, zakątków lodowca. A że w tym sezonie mój imiennik zaliczył już na nartach na swoim lodowcu ponad 30 dni, więc dobrze wiedział, gdzie jest także bezpiecznie.Na nartach można obecnie zjechać jedynie do Mittelstation Fernau, czyli do pośredniej stacji obu prowadzących na lodowiec gondolek (na 2300 m n.p.m.). Aby więc na koniec dnia wrócić do doliny, trzeba ponownie skorzystać z którejś z nich. W weekendy oznacza to niestety konieczność odstania nawet godziny do zjazdu powrotnego.
Zresztą i rano również godzinę z okładem może w sobotę czy niedzielę pochłonąć droga z kwatery na początku doliny do dolnej stacji lodowcowych kolejek. Cóż, takie są koszty jazdy na początku sezonu, kiedy działają jedynie lodowce, a pozostałe ośrodki czekają na śnieg. W Stubaital wyciągi – m.in. w przepięknym Schlick 2000 („Schlick 2000 dla riderów i dla dzieci”, 20 stycznia 2011 r.) – ruszyć mają 6 grudnia.
Skądinąd miejscowe władze rozważają zmianę systemu dojazdu na lodowiec: do dolnej stacji gondolek nie możnaby dojeżdżać prywatnymi samochodami, ale za to w okolicach Neustift, a więc w środkowej części doliny, powstałby wielki parking, z którego narciarzy dowoziłyby do kolejek autobusy bądź taksówki.
Niedawno omawiałem tu pomysły, jakimi menedżerowie lodowca chcą tej zimy kusić gości („Stubai: bez nowości z nowościami”, 17 października b.r.). Teraz miałem okazję zobaczyć m.in. udostępnioną kilka miesięcy temu Grotę Lodową. Wędrówka przez ten, prowadzący nawet i 30 m pod powierzchnią śniegu, tunel może dać, prócz emocji, także sporą dawkę wiedzy o fenomenie natury, jakim są lodowce. Opiekujący się podziemnym szlakiem p. Daniel (zwany żartobliwie przez kolegów „Potworem z groty”) z pasją opowiada zarówno o tajnikach samych lodowców, jak i o budowaniu groty (wydrążono ją w olbrzymiej mierze ludzkimi rękami, bo maszyny okazały się niewystarczające).
Wrażenie budzi w dolinie Stubai jeszcze jedno: profesjonalizm, z jakim przygotowano się tu na przyjęcie gości z… Polski. Dowodem nie tylko polskie napisy informacyjne w budynkach kolejek, ale też przeznaczony specjalnie dla polskich narciarzy blisko pięćdziesięciostronicowy (!) folder z kompletem wiadomości niezbędnych do wykorzystania pełnej oferty okolicy.
Polski rozdział ma także „Der Stubaier”, czyli magazyn z kalendarium planowanych w dolinie w sezonie 2014/15 imprez sportowych i kulturalnych (jedynym mankamentem jest przetłumaczenie wyprawy na rakietach śnieżnych jako „wędrówki w śniegowcach”).