Hannibal przechodzi przez Sölden

Górujący nad tyrolskim Sölden Rettenbach Gletscher kolejny już raz stanie się (w piątek 12 kwietnia) areną wielkiego spektaklu upamiętniającego przemarsz 50 000 żołnierzy (i 37 słoni) Hannibala przez Alpy podczas wojny Kartaginy z Rzymem w 218 r. p.n.e

Goszcząc w dolinie Ötztal kilka tygodni temu, mogłem obserwować, jak przy pomocy armatek, ratraków i specjalnych rusztowań budowano z wielkich brył śniegu gigantyczne słonie. Od lat – bo spektakl Hannibal wystawiany jest na lodowcu od 2001 roku – są one istotnym elementem scenografii tego spektakularnego widowiska.

Składają się na nią nadto inne lodowe rzeźby i oświetlone ratraki, symbolizujące przemieszczająca się kolumnę Kartagińczyków.

Do tego dochodzą efekty pirotechniczne oraz wielkie ekrany, pokazujące z zbliżeniach grę pięciuset aktorów i kaskaderów z teamu Red Bull. Ale największe wrażenie w kreowaniu nastroju ponadgodzinnego spektaklu budzi zapewne majestat okolicznych trzytysięczników – wszak rozgrywany on jest na wysokości ponad 2600 m n.p.m. (skądinąd w tym samym miejscu odbywają się każdej jesieni zawody rozpoczynające cykl alpejskiego Pucharu Świata).

W tym roku w scenariuszu pojawić się ma na dodatek nowy watek: dzieciństwo Hannibala. Bo przecież właśnie to, jak był wychowywany i jakie cechy charakteru mu wpojono, sprawiło, że później, już jako wódz, był w stanie przeciwstawić się Rzymianom czy też podjąć próbę sforsowania ze swymi wojownikami tak trudnej przeszkody, jaką są Alpy – tłumaczył reżyser Hannibala, Hubert Lepka. I dodawał, że chce pokazać rolę odwagi, ale też poczucia wspólnoty: „To, czy uda się nam zrealizować swoje plany, nawet zdawałoby się najbardziej szalone, zależy często nie tylko od determinacji czy odwagi, ale też często od umiejętności współdziałania zbudowania ducha wspólnoty, solidarności i działania”.

Przypomnijmy: była wiosna 218 r p.n.e. Wódz Kartaginy, Hannibal, na czele 50 tys. zbrojnych (30 tys. piechoty, od 15 do 20 tys. konnicy oraz 37 słoni) ruszył przez Pireneje do Galii i dotarł do Rodanu. Jego imperium od lat skonfliktowane było z rosnącym w potęgę Rzymem. Szło o dominację w basenie Morza Śródziemnego, a ostatnio zwłaszcza na Półwyspie Iberyjskim. Kiedy miasto Sagunt w Hiszpanii poprosiło Rzym o „opiekę”, wojska Kartaginy – po ośmiu miesiącach oblężenia – zajęła je i złupiła. Kolejna wojna (historycy nazwą ją II-gą wojną punicką) stała się faktem. Obie strony postanowiły wyprzedzić atak przeciwnika – Rzymianie planowali prowadzić walkę w Hiszpanii i w Afryce, a Hannibal – w Italii. Obie armie ruszyły więc naprzeciw siebie. Aby ominąć oddziały konsula Publiusza Korneliusza Scypiona, Hannibal postanowił przeprawić się przez Alpy, by potem zaatakować Rzymian od północy. Choć mogło zdawać się to niemożliwe, wyczyn się udał. Ba, oddziałom Hannibala udało się przejść przez Alpy w ledwie 10 dni. Tyle że zginęło wielu wojowników (i kilkanaście  słoni).

Słonie bojowe Hannibala przekraczają Alpy, źródło: pinterest

Wódz uzupełnił jednak straty Gallami i – wykorzystując zaskoczenie Rzymian – odniósł szereg imponujących zwycięstw (nad Trebią, nad Jeziorem Trazymeńskim, pod Kannami). Inna rzecz, że nie mógł ich do końca wykorzystać – co oznaczało przejęcie przez Rzym absolutnej już władzy nad całym regionem Morza Śródziemnego.

Od tego czasu historycy i archeolodzy (ale także politycy i stratedzy wojskowi – choćby Napoleon Bonaparte) zastawiali się jednak, którędy Hannibal poprowadził swoje oddziały.

Pierwsza sugestia pochodziła od Tytusa Liwiusza, który w swoich dziejach Rzymu Od założenia Miasta nie tylko przekazał legendę o Romulusie i Remusie, ale także wskazywał na przełęcz Clapier między Sabaudią i Piemontem jako trasę marszu Kartagińczyków. Potem pojawiały się i inne warianty alpejskiego szlaku Hannibala (choć żaden nie przewidywał okolic Sölden). Najnowsze badania wskazują jednak , że była to przełęcz Col de la Traversette.

Oto mikrobiolog Chris Allen z Queen’s University w Belfaście i geolog William Mahaney z York University w Toronto postanowili sprawdzić, czy szlak Hannibala nie wiódł aby przez przełęcz Traversette  w masywie Queyras (w pobliżu obecnej granicy francusko-włoskiej). Założyli, że jeśli Hannibal chciał zaskoczyć Rzymian, to powinien był wybrać szlak… najtrudniejszy, bo na innych mogły czyhać nań ich zasadzki. A takim właśnie ekstremalnym wariantem jest Col de Traversette – z najwyższym punktem 2947 m n.p.m. (ponoć i dziś dotarcie na nią nie jest łatwe nawet dla turystów). Skądinąd już w 1974 roku do rozważenia prawdopodobieństwa takiej właśnie trasy marszruty wojsk Hannibala namawiał historyk Gavin de Beer – nie przedstawił jednak żadnych dowodów na poparcie swej tezy.

Teraz je znaleziono: otóż naukowcy uznali, że kilkanaście tysięcy koni musiało pozostawić po sobie ślad w postaci grubej warstwy łajna – zwłaszcza w miejscach postojów. W alpejskim klimacie i mało uczęszczanym terenie resztki nawozu mogły się zachować do dziś. Miejscem badań stał się jeden z bagnistych wodopojów w okolicach przełęczy: po wwierceniu się w grunt aż do warstwy datowanej na 8000 lat wstecz, pobrano rdzeń, w którym – posługując się datowaniem radiowęglowym C14 – wyodrębniono warstwę sprzed 2200 lat, a więc właśnie z okresu drugiej wojny punickiej. Analizy mikrobiologiczne i testy DNA wykazały obecność substancji organicznych znajdowanych zazwyczaj w końskich i ludzkich jelitach, a także drobnoustrojów Clostridium, które znajduję się w końskiej florze bakteryjnej. Teraz w planach są prace archeologiczne w poszukiwaniu monet czy części uzbrojenia. A już na pewno niepodważalnym dowodem na to, że  właśnie tą trasą Hannibal przeprowadził przez Alpy swoje wojska byłoby odnalezienie skamieniałych odchodów słonia.

Trasa Hannibala poczas drugiej wojny punickiej. Źródło: Abalg + traduction made by Pinpin/Wikimedia