Stubai kontra ocieplenie (II)

Okazuje się, że wystarczy przykryć lodowiec wielkim białym kocem z fleecu, by ograniczyć katastrofalne skutki globalnego ocieplenia. Metoda ta od lat sprawdza się na tyrolskim Stubaier Gletscher.

Opisywałem tu poprzednio, jak to menedżerowie ze Stubai przy pomocy glacjologów z uniwersytetu w pobliskim Innsbrucku podjęli pionierski pomysł ratowania swoich pięciu lodowców (bo tyle składa się na ten obszar narciarski) przed zmianami klimatycznymi, czyli po prostu gwałtownym topnieniem.

Postawili na metodę polegającą na pokryciu najbardziej newralgicznych miejsc gigantycznymi płachtami włókniny, która miała chronić lodowiec przed zbyt wysoką latem temperaturą. Na dodatek jej wierzchnią warstwę stanowiło białe tworzywo, które częściowo odbija promienie słoneczne.

W ten sposób po zakończeniu sezonu zabezpieczane miały być najbardziej narażone punkty tras zjazdowych, a przez okrągły rok okolice podpór pod kolejki. Przynajmniej niektóre z filarów gondoli i wyciągów osadzone są przecież właśnie na lodzie, więc efektem topnienia może być także zmniejszenie ich stabilności.

Pierwszy raz fragmenty powierzchni Stubaier Gletscher zostały w ten sposób przykryte latem 2005 r. Okazało się, że w miejscach tych straty grubości były o 60 proc. mniejsze niż w najbliższych im partiach bez osłony.

Od tego czasu rok w rok w maju na lodowce Stubai wyruszają ekipy pracowników i specjalnie zmodyfikowane do układania włókniny ratraki. Białe koce mają dwa milimetry grubości, są odporne na rozdarcie i warunki atmosferyczne. Mogą być ponownie wykorzystane przez trzy, a nawet cztery sezony. Przed zimą trzeba je jednak ściągnąć z tych miejsc, na których będą pracować ratraki – gdyby bowiem dostały się pomiędzy gąsienice, to nie dość, że same zostałyby uszkodzone, mogłyby też doprowadzić do awarii maszyn. Do rozłożenia (a przed zimą – ściągnięcia) jednego ochronnego dywanu potrzeba ośmiu osób i dwóch ratraków.

W sumie osłanianych jest w ten sposób ok. 10 ha powierzchni lodowców Stubai. Oczywiście to kosztuje: łącznie na ochronę lodowców ich właściciel, a więc spółka Stubaier Bergbahnen, wydaje kilkaset tysięcy euro rocznie. Naturalnie nie da się też osłonić całego obszaru stacji (przypomnijmy: całkowita powierzchnia stoków stacji szacowana jest na 1500 ha, z czego ratrakami przygotowuje się w pełni sezonu 205 ha).

Kiedy niedawno odwiedziłem Stubai, mogłem na własne oczy przekonać się o skuteczności okrywania lodowców włókniną. Przy niektórych podporach udało się uratować fragmenty pokrywy lodowej o grubości nawet i 3 m.A – jak opowiadał Michael Gstrein z TVB Stubai Tirol – tegoroczne lato było szczególnie groźne. Nie dość, że upalne i nadzwyczaj długie, to jeszcze ubogie w opady śniegu. Śnieg bowiem padający dotąd na alpejskich lodowcach także w lecie (zwykle w sierpniu) odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu nich w dobrym stanie. Tworzy wszak naturalną warstwę ochronną, a potem, topniejąc, wzmacnia już samą pokrywę lodową. Na nic więc zdały się nawet spore opady wiosenne.

Tym ważniejsze, że skutecznie zabezpieczono najbardziej newralgiczne miejsca.