„Tyrol. Serce Alp”, czyli narciarski przewodnik…

… po ponad dwudziestu tamtejszych stacjach zimowych – ich historii, najciekawszych trasach, infrastrukturze, atrakcjach dla dzieci, najlepszych chatach, barach i termach, a także ludziach tych gór.

Autorem pierwszego w języku polskim bedekera po narciarskim Tyrolu jest zaś, tu niespodzianka, Krzysztof Burnetko (znany też z bloga „W śniegu i po śniegu” na portalu internetowym tygodnika POLITYKA).

Tom „Tyrol. Serce Alp” można zamówić przez stronę wydawcy, czyli Tirol Werbung. I dostać do domu gratis!skiguide-okladkaA oto jak Krzysztof Burnetko tłumaczy we wstępie, dlaczego od lat, i to rok w rok, lubi jeździć na narty do Tyrolu:

„Bo już wczesną jesienią, od września!, mogę rozpocząć sezon na tamtejszych lodowcach – a na dodatek jest ich aż pięć i ich stoki mocno się od siebie różnią. Hintertux jest zresztą otwarty okrągły rok.

Bo wcześnie, już w połowie listopada, ruszają także niektóre stacje bez lodowców – choćby piękne Hochgurgl/Obergurgl.

Bo nawet w szczycie sezonu – podczas ferii! – da się tam znaleźć zaciszne miejsca na rodzinne narty: a to w Ski Juwel, a to w SkiWelt Wilder Kaiser Brixental.

Bo w tamtejszych pensjonatach, hotelach i szkołach narciarskich dzieci traktowane są szczególnie: otoczone opieką, ale i atencją.

Bo pielęgnuje się tam wspaniałe tradycje pierwszych klubów narciarskich i wielkich mistrzów: Toniego Sailera, Karla Schrantza, Stephana Eberhartera, Mario Matta, Benniego Raicha i wielu innych.

Bo jest tam kitzbühelska Die Streif i inne trasy alpejskiego Pucharu Świata.

Bo poza trasami też można znaleźć marzenia: głęboki puch, emocje w żlebach, a czasem szus po firnie.

Bo nawet późną wiosną mogę tam pojeździć – chociażby znowu w Hochgurgl/Obergurgl czy w Ischgl oraz oczywiście aż na pięciu lodowcach.

Bo podają tam Tiroler Gröstl, Radlera i Kaiserschmarrn.

I wreszcie, last but not least, bo łatwo tam z Polski dojechać: jeśli samochodem to niemal cały czas autostradami, a jeśli samolotem, to albo do samego Innsbrucka, albo via Monachium (a potem aż po drzwi kwatery w dowolnej stacji wygodnym busem, choćby tyrolskiej właśnie firmy Four Seasons)”.

PS Za autoreklamę urażonych przepraszam.