Nowy rok z nowym prawem

Od 1 stycznia na polskich stokach obowiązuje nowe prawo. Chodzi przede wszystkim o obowiązek używania kasków przez jeżdżące na nartach bądź desce dzieci oraz zakaz jazdy w stanie wskazującym na spożycie alkoholu bądź środków odurzających. Nareszcie!

Nic dziwnego, że wiadomość ta znalazła się w serwisach informacyjnych większości rodzimych mediów. Zmiany – jak na rodzime warunki i mentalność – są bowiem niemal rewolucyjne.

O samych rozwiązaniach i dyskusji wokół nich pisałem tu wielokrotnie (ostatnio: „Alkohol, kaski i ratownicy”, 15 września 2011 r.). Przypomnijmy więc tylko pokrótce: dotychczas nie było jednego aktu regulującego zasady zachowania się w górach, a stosowne przepisy rozsiane były po rozmaitych rozporządzenia. Teraz kwestie te normuje ustawa „o bezpieczeństwie i ratownictwie w górach i na zorganizowanych terenach narciarskich”.  

Nakazuje ona m.in. by narciarze lub snowboardziści do ukończenia 16-tego roku życia mieli w czasie jazdy na głowach kaski. Za niedopilnowanie tego nakazu opiekunom dziecka grozi grzywna (nawet do 5 tys. złotych). Obowiązek taki (dla dzieci do 15 roku życia) wprowadzono już wprawdzie w połowie sezonu 2009/2010 roku ustawą o kulturze fizycznej, ale rychło została ona zastąpiona ustawą o sporcie, a w niej o kaskach mowy już nie było.

Nowe przepisy zabraniają także jazdy „w stanie nietrzeźwości (granicą jest 0,5 promila alkoholu we krwi) lub pod wpływem środka odurzającego”. I tu karą może być grzywna (również do 5 tys.). Zarządzający terenem narciarskim mogą odmówić wstępu albo nakazać opuszczenie stoku osobie, której zachowanie na to „wyraźnie wskazuje”.

Ustawa ustala ponadto – co też ważne – zasady finansowania ratownictwa górskiego. Konkretne – corocznie precyzyjnie określane – działania TOPR i GOPR w całości opłacał będzie budżet państwa.

Oczywiście, każda z wymienionych nowości ma swoich przeciwników. Powołują się oni a to na wolności obywatelskie i święte prawa rodziców (w sprawie kasków), a to na trudności z egzekwowaniem przepisów (głównie tych tyczących pijanych użytkowników stoków) czy wreszcie na pustki w kasie państwa i możliwości nadużyć (jeśli chodzi o finansowania służb górskich).

Krytykę regulacji dyscyplinujących łatwo można odeprzeć argumentem o wciąż zdarzającej się niefrasobliwości rodziców, bagatelizujących nawet bezpieczeństwo swoich dzieci oraz o nachlanych bądź ujaranych narciarzach czy snowboardzistach – rzecz zresztą nie tylko w tym, że zagrażają oni innym, ale i w tym, że kiedy sami stają się ofiarami swojej głupoty, za ich leczenie płacą wszyscy.

Odnośnie zaś egzekucji wprowadzonych przepisów, to pisałem tu już o wspólnej akcji policji i Polskiego Związku Narciarskiego, mającej służyć doskonaleniu umiejętności funkcjonariuszy w jeździe na nartach tak, by można było zwiększyć liczbę patroli na stokach. („Glina na stoku”, 24 października 2011 r.).

Natomiast co do opłacania akcji TOPR i GOPR z budżetu, to rzeczywiście można dyskutować, czy nie należało wprowadzić radykalniejszych rozwiązań. Bo owszem, idea pomocy ofiarom gór jest szczytna, dlaczego jednak za lekkomyślność niektórych (bo to ona jest powodem sporego odsetka wypadków) płacić mają wszyscy?

Jeśli zaś ściąganie zwrotu kosztów akcji od uratowanych może być w polskich warunkach trudne, to może trzeba było wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenie, płacone, na przykład, przy zakupie karnetu na wyciągi?

Nowa ustawa nie ogranicza się jednak do kasków, alkoholu i ratownictwa. Wprowadza też kilka innych istotnych regulacji (m.in. tyczących przygotowania stoków i informowania o warunkach śniegowych, a także zachowania narciarzy i snowboardzistów na trasie oraz stanu używanego przez nich sprzętu).  Wkrótce o nich również tu napiszę.