Z ziemi obcej do Polski: alpejskie wioski

Idzie zima. Warto zatem się zastanowić, dlaczego w alpejskich stacjach narciarskich wypoczywa się zwykle przyjemniej niż w kurortach Podhala, Beskidów i Tatr. Bo nie chodzi przecież tylko o róznice w wielkości gór.

Alpbach

Rzecz w tym, że te alpejskie zachowują jakoś zwykle górski charakter. W austriackim Alpbach (Tyrol) czy szwajcarskim Les Diablerets (region Jeziora Genewskiego) lokalne ustawodawstwo zakazuje inwestycji łamiących standardy miejscowej architektury – także tych tyczących wysokości budynków. W efekcie Alpbach może chwalić się tytułem „najpiękniejszej wioski Alp”, a Les Diablerets imponuje ładem położonych na zboczu domostw. Wszystko to wplywa na przytulną atmosferę wiosek i wyciszone tempo życia mieszkańców i gości.

Bo potrafią najnowocześniejsze nawet rozwiązania technologiczne pogodzić z górskim krajobrazem. Dowodem nowa supernowoczesna kolejka gondolowa na Gaislachkogl, jeden z trzech trzytysięczników górujących nad austriackim Sölden. Kosztowała 38 mln euro kolejek. Najpierw ośmioosobowe gondolki, osadzone na jednej linie, zabierają narciarzy i snowboardzistów z wysokości 1663 m n.p.m.  na 2174 m n.p.m. Liczącą ponad 2 km trasę (i  811 m różnicy poziomów) pokonują w niespełna 7 minut. Przepustowość sięga do 3600 osób na godzinę, co jest rekordem w skali światowej (dotychczasowa kolejka w ciągu godziny wwoziła 1800 pasażerów).

Ze stacji środkowej na szczyt (3040 m n.p.m.) zabiera chętnych kolejka trzylinowa 3-S-Bahn. Opiera się na 2 linach nośnych, a wagoniki transportowane są w górę przez jedną linę ciągnącą – jest to najwyżej wjeżdżająca kolejka o takiej konstrukcji na świecie. Porusza się z taką samą prędkością, jak pierwsza, pomimo że na drugim odcinku różnica wysokości jest jeszcze większa, bo  wynosi 864 m. W sumie przejazd obu odcinków – czyli ponad 3 km o różnicy poziomów 1677 m – zajmuje ledwie 15 minut.

Inwestycja przebiegała nie bez kłopotów. Największe problemy technologiczne wynikały z faktu, ze ostatnia podpora na górnym odcinku musiała zostać osadzona na skale – wiecznej zmarzlinie. Wymagało to od konstruktorów uwzględnienia ruchów cechujących taki rodzaj podłoża.  Na dodatek ukształtowanie terenu determinowało wielkość ostatniej podpory: musiała mieć 50 m wysokości, a podobnej długości ma jej ramię, na którym zawieszone są liny. Wyjściem okazało się osadzenie fundamentu na elastycznych legarach, pozwalających mu przesuwać się na odcinku ok. 60 cm. Ponadto fundamenty składają się z 6 osobnych części, co gwarantować ma odpowiednie balansowanie całej konstrukcji, a więc jej stabilność pomimo ruchów podłoża. Dość powiedzieć, że fundament ostatniej podpory 3-S-Bahn jest 28 razy większy od standardowego fundamentu podpór używanych w wyciągach gondolowych, a lina ciągnąca wymaga napędu o mocy 30 razy większej niż zwykle.

Górna stacja Gaislachkogelbahn w Söllden

Co jednak najważniejsze: przeszklona stacja środkowa i górna są tak precyzyjnie wkomponowane w zbocze, że nie rażą mimo całkiem sporej kubatury i wysokości, na której są zbudowane.

Bo alpejscy górale potrafią się jakoś dogadywać. W efekcie mogą kusić gości karnetami obejmującymi kilka bądź kilkanaście stacji i setki wyciągów, gęstą siecią połączeń, rozmaitymi promocyjnymi pakietami (typu: publiczny basen bądź termy w cenie zakwaterowania) itd. Ostatnim przykład takiego podejścia do interesów dały tyrolski lodowiec Pitztal i położona w tej samej dolnie świetna narciarsko stacja Hochzeiger: po kilku latach waśni, doszły właśnie do porozumienia i m.in. proponują wspólny skipass.

Bo oferują kuchnię niezachwaszczoną jedzeniowym śmieciem w postaci kebabów, hamburgerów, keczupów czy kukurydzy z puszki dodawanej – jak na Podhalu – do wszystkiego. Wszędzie też można dostać lokalne napitki – od piwa przez wina na sznapsach skończywszy – a nie tylko czystą wódę, przemysłowo produkowane piwo bądź winopodobny napój Carlo Rossi.

Bo troszczą się o dzieci. W wielu miejscach (włoskiego Tyrolu Południowego czy  Tyrolu austriackiego chociażby)  jeżdżą one za darmo aż do ukończenia 10 roku życia. Mogą korzystać ze świetnie wyposażonych szkółek narciarskich – choćby takiej, jak na lodowcu Stubai, dzięki której dwa lata z rzędu (2009/2010 i 2010/2011) zdobywał on przyznawany przez renomowany przewodnik ADAC SkiGuide laur „Najlepszej alpejskiej stacji dla rodzin”.

Bo nie zakazują jazdy poza trasami – na własną odpowiedzialność.

Bo dbają o bezpieczeństwo wreszcie. Savognin w szwajcarskiej Gryzonii chwali się najszerszymi trasami w Alpach. A rejon Alp Kitzbühelskich – najlepiej wyratrakowanych i naśnieżonych tras. Ze świetnego przygotowania nartostrad słyną też Włosi – zwłaszcza stacje Dolomitów (choćby Alta Badia) czy te położone w dolinie Alta Valtelina: Livigno i Santa Caterina Valfurva.

Tę ostatnią zresztą przeniósłbym do Polski w całości – piękna, cicha, ze świetnym śniegiem i kuchnią oraz z trasami dla wszystkich: i uczących się, i tych nie bojących się wymogów giganta pań alpejskich mistrzostw świata czy jazdy w puchu. Tyle że wtedy chciałbym ją egoistycznie zachować tylko dla siebie i paru najbliższych znajomych.