Trend na fun

Może zamiast próbować naśladować wyczynowców, lepiej traktować jazdę na nartach przede wszystkim jako radosną zabawę? – do takiego podejścia próbują przekonać klientów niektóre słynne marki sprzętu zimowego. Jednym ze skutków takiego myślenia są nowe tendencje w konstrukcji nart i butów.

Faktycznie: widok ewidentnych amatorów, którzy bez skutku próbują wprowadzić w skręt najwyższej klasy zawodnicze narty, jest częsty zarówno na rodzimych, jak słowackich, czeskich czy alpejskich stokach. To efekt snobizmu, zbyt dobrego samopoczucia albo/i wygórowanych ambicji samych zainteresowanych, ale też cynizmu lub braku profesjonalizmu subiektów w sklepach sportowych bądź obsługi w wypożyczalniach. Wszak skoro klient domaga się modelu nart, który właśnie zobaczył w telewizyjnej transmisji z alpejskiego Pucharu Świata, to opłaca się żądanie spełnić. Kto by tracił czas, na próbę przekonania go, że na sprzęcie ze sportowej półki może sobie zwyczajnie nie poradzić, bo i techniki, i zwykłej siły zapewne nie wystarczy? Tak samo opłaca się zresztą przemilczeć fakt, że sklepowe modele w rzeczywistości nie są wcale identyczne z tymi używanymi przez zawodników. 

Szczęśliwie ostatnio przynajmniej wśród niektórych producentów sprzętu widać tendencję odmienną.

Symbolem trendu na fun staje się dynamiczna kariera technologii rocker, o której już tu kilkakrotnie pisałem („Rocker dobry na wszystko I”, 29 listopada 2010 r.,„Rocker dobry na wszystko II”, 1 grudnia 2010 r. oraz „ISPO, czyli sprzęt na przyszły już sezon” 10 lutego 2011 r.).

Ojcami tej konstrukcji są wszak riderzy i inżynierowie z amerykańskiej firmy K2, znanej właśnie z traktowania narciarstwa jako formy świetnej sportowej przygody i zabawy. Stąd bierze się w K2 m.in. kult narciarstwa pozatrasowego i freestyle’u czy szata graficzna poszczególnych modeli. Ba, nie przez przypadek też stoisko firmy na monachijskich targach ISPO przypominało… sklep płytowy – bo marka odwołuje się dziś właśnie do rock’n’rollowej zabawy.

Sam rocker – przejmowany w niebywałym tempie przez konstruktorów z konkurencji – nie tylko ułatwia jazdę (zwłaszcza w głębokim czy mokrym śniegu), ale też pozwala na rozmaite narciarskie sztuki (zwłaszcza, jeśli zastosowany jest także w tylnej części nart). To wszystko skłania zaś do większej fantazji – a więc właśnie czerpania z nart głównie frajdy.

Oznaki „trendu na fun” pojawiają się także w technologiach butów narciarskich.

Przykładem firma Lange, uchodząca dotąd przecież za jednego z liderów w modelach butów zawodniczych – doskonale wprawdzie przenoszących siłę narciarza na nartę i pozwalających na precyzyjne „czucie” podczas jazdy, ale że szczególnie sztywnych, więc też, by tak rzec, mało wygodnych. 

Tymczasem w zaprezentowanej właśnie na ISPO kolekcji na nadchodzący sezon, Lange oferuje kilka modeli również mających doskonale trzymać nogę, lecz dużo już wygodniejszych (a i cieplejszych). Jak zapewniali mnie w Monachium przedstawiciele firmy, żeby połączyć te cechy trzeba było najpierw przebadać cechy anatomiczne… kilku tysięcy stóp. W efekcie w butach Lange jest teraz chociażby więcej rozmaitych wstawek, które poprawiają dopasowanie wkładki i skorupy.

Aby nawet doskonale jeżdżący narciarze nie musieli używać męczyć się w sztywnych butach zawodniczych, w przeznaczonych do jazdy poza trasami – a więc właśnie jednej z najdoskonalszych form narciarskiej zabawy – modelach RX 130 wprowadzono możliwość regulacji sztywności skorupy (standardowy flex można zmniejszyć nawet o 20 proc.!). Co więcej, model ten produkowany będzie w dwóch wersjach: ze skorupą o szerokości 97 mm (RX 130 pro) oraz 100 mm (RX 130). Podeszwy RX wykonano z kolei ze specjalnego tworzywa o doskonałej przyczepności na śniegu, a więc ułatwiającego podchodzenie, a na dodatek dużo odporniejszego na ścieranie niż zwykły „plastik”.

Skądinąd innym patentem w tej mierze – tzw. Adaptive Fit Technology – chwaliła się firma Head. Oto w butach serii AdaptEdge narciarz za pomocą specjalnego klucza może szerokość skorupy wyregulować sobie… samemu. W jej spodzie umieszczono bowiem otwór z pokrętłem, pozwalającym poszerzyć (bądź zwęzić) podeszwę o 2 mm (w granicach między 102 a 104 mm). Taki zakres regulacji zwykle wystarcza do poprawy komfortu.

Oczywiście, „trend na fun” jest lansowany także z nadzieją na zyski. Tyle że akurat w tym przypadku zbiega się on z interesami samych narciarzy. Nie mówiąc o tym, że stał się też chyba koniecznością:  dystans między narciarstwem wyczynowym a amatorskim (nawet w najlepszym wydaniu) powiększył się w ostatnich latach gigantycznie: trasy przygotowywane na zawody są coraz mniej bezpieczne, a technologie sprzętu – coraz bardziej zaawansowane.