Idzie wiosna: pora na narty i deski!

Powodów, dla których właśnie wiosna jest świetną porą na narty i deskę, jest multum.

Pierwszy (choć dla mnie akurat nie kluczowy), to oczywiście słońce i szansa na rewelacyjną – i nader trwałą – opaleniznę. Oczywiście, o ile nie zapomnimy o smarowaniu się tłustym kremem (najlepiej jednak z blokiem, który czasem powinien sięgać + 50) oraz osłanianiu miejsc wrażliwych (choćby delikatnej skóry za uszami). 

Ponadto dni stają się coraz dłuższe, dłużej więc zwykle kursują wyciągi. Co za tym idzie więcej jest także czasu na jazdę (a może i wylegiwanie się na leżaku przed schroniskiem).

Po trzecie, na stokach bywa mniej tłoczno – ferie szkolne już się wszak skończyły. Trudniej więc trafić na przypadkowych, feryjnych właśnie, narciarzy. Oczywiście, niczego im nie ujmując: to dobrze, że ludzie choćby i przez parę dni w roku próbują nart. Ale prawda jest taka, że poza okresem ferii wypadków jest dużo mniej (w każdym razie na trasach, bo poza nimi prawidłowości zależne są od zupełnie innych czynników).

 Wiosenne narty…

Swoje robi też wysyp zniżek i promocji. Począwszy od oferty free ski, czyli karnetu gratis w cenie apartamentu czy hotelu (słyną z niej zwłaszcza stacje włoskie) czy niższych cen karnetów w tzw. niskim sezonie (choćby w Alpach austriackich), przez zniżki proponowane przez same biura podróży – a to na noclegi (sięgają nawet 40 proc.), a to na transport. W zasadzie „po znajomości”, ale z czystym sumieniem, sugeruję sprawdzić pod tym względem cenniki partnera tego bloga, czyli Alpytravel.pl/Otium. Coraz popularniejsze stają się także pakiety na okres krótszy niż tydzień, bo na weekend bądź kilka dni . A przy okazji w samych już stacjach można często kupić mocno przeceniony sprzęt z bieżącego sezonu.

 … i deska w Południowym Tyrolu

Wreszcie, last  but not least, wiosna daje szansę na znalezienie firnu – wymarzonego do jazdy gatunku śniegu, do którego powstania konieczne są duże różnice temperatur między nocą a dniem (choć w tym, nieco zwariowanym pogodowo, sezonie na firnie udało mi się jeździć już w… styczniu w Fieberbrunn w dolinie Pillerseetal, gdzie skądinąd trwają właśnie prestiżowe w światku narciarstwa ekstremalnego zawody Freeride World Tour Big Mountain).

 Na firnie – tyle że styczniowym – w Fieberbrunn (fot. Tomek Rakoczy)

Szukając firnu – i kosztując go – trzeba tylko potwornie uważać na lawiny. Bo one też, niestety, są znakiem wiosny.