Tatrzańska Łomnica: idzie nowe, stare jedzie

Tatrzańska Łomnica to legenda: najpierw szczyt, który długo uchodził za niemożliwy do zdobycia, a od stu już lat snobistyczny kurort zimowy – z symbolami w postaci wytwornego hotelu Grand i stokami Łomnickiego Sedla. Ostatnio sporo się tam zmienia, ale na szczęście wciąż czuć też dawny klimat.

Największą tegoroczną inwestycją była budowa 6-osobowych krzesełek na tzw. Start (równolegle do pierwszego odcinka dotychczasowej kolejki gondolowej). Trasę długości 1889 m pokonują w niespełna 7 minut, a w godzinę wywożą 2600 osób. Tym samym „zdolność przewozowa” stacji zwiększyła się o 1/3. Co więcej, zgodnie z obecnymi alpejskimi trendami, w konstrukcji wyciągu zastosowano mechanizmy pozwalające mu kursować nawet podczas silnego wiatru. Pasażerowie chronieni są z kolei specjalnymi osłonami  (w pomarańczowym zresztą kolorze – by lepiej widać było okoliczne góry).  Wreszcie – znowu zgodnie z obowiązującą modą – siedzenia są podgrzewane. To w trosce o początkujących narciarzy, bo to oni głównie korzystają z tras w niższych partiach stacji – te wyżej położone wymagają już bowiem większych umiejętności.

Zmodernizowano także sztuczne dośnieżanie – dość wspomnieć, że sięga ono 1751 m .n.p.m. (armatek nie ma zatem jedynie w najwyższych partiach stacji, czyli na Łomnickim Sedle).

Nowością jest też „Music pub Humno”. Wybudowano go tuż przy dolnej stacji gondolki i krzesła – ma więc przede wszystkim służyć jako miejsce zabaw apres ski. W weekendy z kolei staje się miejscem dyskotek (na dwóch poziomach może bawić się 300 osób). Szczęśliwie Humno utrzymany jest w stylistyce górskiego szałasu (wykonano go nawet ze starego drewna), a i część wystroju nawiązuje do narciarstwa – wewnątrz można więc chociażby obejrzeć sprzęt z I połowy minionego stulecia, miejscem pracy DJ-a jest… kabina zabytkowego już ratraka itd. Humno chwali się również największym w Tatrach wyborem alkoholi i drinków. Słabym punktem pubu okazuje się jednak restauracja. Kiedy odwiedziłem Humno ok. siódmej wieczorem z menu pozostała tylko lokalna specjalność, czyli rodzaj kapuśniaku (niezgorszego zresztą) oraz befsztyk tatarski, sprowadzony przez tutejszego kucharza do zmielonej wołowiny obłożonej całymi ząbkami czosnku i grzankami. A przecież Słowacja (na równi z Czechami) słynęła ze wspaniałych sposobów przyrządzania tatara.

Swój urok zachowuje natomiast sama gondolka na Skalnate Pleso: czteroosobowa ledwie i sprawiająca wrażenie zbudowanej w zamierzchłych czasach, choć w rzeczywistości pochodzi ledwie z 1992 r. To dowód tempa postępu technologicznego w instalacjach narciarskich.

Atmosferę Łomnicy tworzy też naturalnie kolej ze Skalnego Plesa na sam szczyt. Jej idea pojawiła się w 1934 r. Do dziś zastanawia, jak wtedy można było w tak trudnym terenie (Łomnicki Szczyt liczy 2634 m n.p.m., a na dodatek nawet turystyczne wejście na niego nie należy do najłatwiejszych) wybudować stację kolei. Dopiero dwadzieścia lat temu wymieniono system napędu kolejki (m.in. zbędne stały się stalowe podpory), ale w wagoniku wciąż może zmieścić się ledwie 15 osób. Wyjazd ma przy tym charakter wyłącznie widokowy (z Łomnickiego Szczytu nie da się zjechać na nartach) – można najwyżej skusić się na nocleg (połączony z kolacją i śniadaniem) w pokoikach gościnnych górnej stacji.

 Łomnicki Szczyt (widok z tarasu restauracji na Skalnym Plesie)

Nie kursuje już za to niestety kolej linowa spod słynnego łomnickiego hotelu Grand (podobnego wiekiem i architekturą do swojego imiennika w Sopocie), która niegdyś też uchodziła za symbol stacji.

Tak czy tak właśnie Tatrzańska Łomnica oferuje najdłuższą nartostradę na Słowacji: o ile czynny jest wyciąg krzesełkowy w kotle nad Skalnym Plesem, to odległość od jego górnej stacji na sam dół wynosi 6 km. Więcej: do pokonania jest wtedy największa różnica poziomów w Europie Środkowej (z ok. 2100 m n.p.m. zjeżdża się na 900 m n.p.m.).

Przyjemność psuje najwyżej widok spustoszeń, jakich w okolicznych lasach dokonał w 2004 r. huragan: okoliczne wzgórza, niegdyś pięknie zarośnięte, dziś pokryte są jedynie pniami i kikutami drzew. Ponoć w niektórych miejscach rozpoczęto już ponowne zalesianie, na efekty przyjdzie jednak poczekać długie lata.