Styczniowa zima w Szczyrbskim Plesie

Śnieg w styczniu powinien skrzypieć od mrozu, ale i skrzyć się w słońcu. I zawsze być – oczywiście – „śnieżnobiały”. No i przednio nieść. Na takie cudo trafiłem właśnie tuż za naszą granicą, bo w słowackim Szczyrbskim Plesie.

Tak się złożyło, że w tym sezonie niemal cały styczeń spędziłem na nartach: najpierw w najlepszych stacjach Austrii w ramach Austrostrady (patrz poprzednie styczniowe noty), a potem na słowackim Chopoku. Ale wszędzie albo śniegu nie było zbyt wiele, albo też miał, by tak rzec, mocno wiosenną konsystencję. Dopiero w Plesie poczułem, że przecież wciąż jest styczeń. 8 stopni poniżej zera. Nieco puchu, bo poprzednio nocą, lekko wprawdzie, ale śnieżyło. Do tego piękne słońce, a więc i świetnie widoczne okoliczne szczyty Wysokich Tatr. Oraz wspaniała cisza: bo o ile na Chopoku czy w niedalekiej Tatrzańskiej Łomnicy można i w styczniu spotkać tłumy narciarzy czy deskarzy, to w Szczyrbskim Plesie jest dużo spokojniej.

Na jakość śniegu wpływa już to, że stacja leży stosunkowo wysoko, bo między 1360 a 1840  m n.pm.m. A jeszcze od tego sezonu 100 proc. nartostrad może być sztucznie dośnieżonych.

Wyciągów nie jest zbyt wiele: 3 krzesełkowe i 4 orczyki (w godzinę mogą przewieźć prawie 6 tys. narciarzy bądź deskarzy). Trasy wokół nich jednak przednie doskonale przygotowane (ani śladu lodu!) i urozmaicone (łącznie mają ponad 7 km, a najdłuższa liczy 2, 5 km).

 Szczyrbskie Pleso: Solisko

Można tu więc śmiało stawiać na nartach czy snowboardzie pierwsze kroki. Instruktorzy w zdecydowanej większości mówią po polsku, a dla dzieci wielką atrakcją jest szkółka „Milka”, której patronuje znana powszechnie fioletowa, a w zasadzie czekoladowa, krówka (swoje robi też tabliczka „Milki” rozdawana na koniec nauki). Średnio zaawansowani mogą szlifować tzw. sylwetkę i cięty skręt – zwłaszcza na szerokich halach Soliska obsługiwanych przez nowe, 6-osobowe, krzesełko. Najlepsi zaś mają okazję poszaleć poza trasami: piękne zjazdy (są i żleby, i las, i kosówka, i płanie) zapowiadają się zwłaszcza z Soliska do Młynickiej Doliny albo do Furkotskiej Doliny (tyle, że z niej trzeba pod koniec wrócić do stacji na piechotę). Snowboardzistów może zadowolić „K2 Snowpark Interski” – niewielki może pod względem powierzchni, ale bogato wyposażony w kickery (5-6 m i 10-15 m), raile (8 m), boxy, opony i inne przydatne do tricków przyrządy. Zwolennicy biegówek mają do dyspozycji blisko 20 km codziennie przygotowywanych torów. A miłośnicy skitourów niezmierzone możliwości wędrówek i zjazdów – co jest przecież jednym z celów i zalet tej formy narciarstwa. Znaczenie ma i to, że huragan, który w 2004 r. zniszczył olbrzymie partie lasów słowackich Tatr, szczęśliwie oszczędził nieco świerki porastające niższe partie Plesa.

Godna polecenia jest też otwarty w tym sezonie (budowę zaczęto zaledwie w kwietniu 2010 r.!) „Slalom Club”. Ten bar/restauracja – w przeciwieństwie do wielu jadłodajni na słowackich stokach – nie stawia na pizze, hot dogi i tzw. zapiekanki, lecz na miejscowe specjały. Serwuje zatem choćby czesnakovą polievkę (czyli zupę czosnkową – tu o konsystencji kremu), bryndzowe pirogi (ruskie) bądź wyprażany syr  (smażony ser). A i ceny są przystępne (przykładowo ów smażony ser z dodatkiem tzw. tatarskiej omacki i masy podpiekanych ziemniaków bądź frytek kosztuje 4,5 euro).

A samochód warto zostawić na tzw. parkingu centralnym, skąd co 10-15 minut bezpłatny skibus zabiera chętnych pod wyciągi.

Szczyrbskie Pleso ma wreszcie zacną historię. Niektórym kojarzy się chociażby z Mistrzostwami Świata w skokach narciarskich z 1970 r. (symbolem stacji są dwie skocznie z tych zawodów, z których jedna, tzw. K 90 funkcjonuje do dziś). Innym zaś – z tzw. sprawą taterników. To m.in. stąd w czasach PRL-u (a konkretnie w II połowie lat 60. ub. wieku) grupa młodych ludzi – z Maćkiem Kozłowskim na czele – wyruszała z plecakami pełnymi wydawanych na Zachodzie (głównie przez paryską „Kulturę”) książek, by przez „zieloną granicę” przemycić je do Polski. Zapłacili za to więzieniem.

Warto się więc do Szczyrbskie Plesa wybrać. Ot choćby na jednodniowy wypad podczas pobytu w Zakopanym, Bukowinie czy Białce (to ledwie 50-60 km od przejścia granicznego na Łysej Polanie lub w Jurgowie). Także z Chopoka to niespełna godzina jazdy i to w większości autostradą; na dodatek niektóre rodzaje skipassów z Jasnej są ważne także w Plesie. Albo po prostu  wybrać stację jako miejsce zimowych wakacji. Można zamieszkać w którymś z hoteli samej stacji, bądź – nieco taniej – w pensjonatach w jej okolicy. Najlepiej tam (a jest ich ponad 70), gdzie mającym w ofercie tzw. Park Snow Card – bo wtedy 6-dniowy skipass można kupić już za 84 euro (zwykła cena to 120 euro). A prócz Plesa można na ten karnet jeździć także w Tatrzańskiej Łomnicy, Starym Smokovcu, Donovaly, na Liptovskiej Racy i w Liptovskiej Teplicce. Do tego daje on zniżki (ok. 20-30 proc.) w wypożyczalniach, szkółkach narciarskich i termach.