Styczniowy firn w Fieberbrunn

Pillerseetal, dolina położona między Salzburgiem a Innsbruckiem, reklamuje się jako region o „legendarnej gwarancji śniegu” – jedno z „najpewniejszych” w tym względzie w Alpach. Ale tej zimy nawet i tu są ze śniegiem kłopoty. Zaraz obok tras często widać spore hale pokrywające się powoli… zieloną trawą. Bo i temperatura od kilkunastu dni jest tu – podobnie jak w całych Alpach – raczej majowa niż styczniowa. Na dodatek także i tu spadł niedawno ulewny deszcz – największy wróg śniegu.

Mimo to Roman z Akademii Narciarskiej S4 w Fieberbrunn (to największa spośród trzech stacji zimowych Pillerseetal), przewodnik ekipy Austrostrady w tej dolinie, uparł się znaleźć miejsca do freeride’owej jazdy. Pierwsza próba okazała się udana tylko jako wyprawa widokowa – dotarliśmy bowiem do ukrytego za Wildseeloder (najwyższy szczyt okolicy 2117 m n.p.m.) malowniczego jeziorka na wysokości 1854 m n.p.m.. Następnie po długim leśnym trawersie, któremu ze skał przyglądała się kozica, znaleźliśmy się ma górze rozległego kociołka. Zapewne faktycznie zwykle leży tam świetny śnieg. Wspomniane deszcze sprawiły jednak, że było bardzo twardo. Ponadto byliśmy tam dość wcześnie, a słońce dociera podobno tylko do części kotła. Tak czy tak podczas zjazdu wytrzęsło nas niemiłosiernie. 

Potem było już nieco lepiej. Roman poprowadził nas bowiem na kilka grzbietów o południowo-wschodniej ekspozycji, gdzie mocne słońce zrobiło już swoje. W przerwie obejrzeliśmy też start jednego z czołowych austriackich lotniarzy (team Red Bulla) z polany za górną stacją charakterystycznych, czerwonych gondolek Larchfilzkogel. Wrażenie jest niesamowite – jako że dolina za stacją jest stroma i głęboka, lotniarz w parę sekund znalazł się kilkaset metrów nad powierzchnią ziemi.

Wreszcie na koniec Roman zafundował nam przedni zjazd grzbietem Hochhorndlspitze (1981 m n.p.m.). Najpierw trzeba wyjechać krzesełkami Hochhorndl na grań masywu (to najwyżej – 2020 m n.p.m. – położone miejsce  Alpach Kitzbühelskich dostępne wyciągiem). Następnie przetrawersować zbocze Hochhorndlspitze, oczywiście obowiązkowo stanąć pod krzyżem na szczycie, a w końcu pokonać nader wąski i mocno stromy żleb (ja ze strachu zrobiłem to raczej zsuwając się, niż jadąc – ale dzień później odważyłem się tam już na parę skrętów…).

 Roman w żlebie pod Hochhorndlspitze (fot. Tomek Rakoczy)

 … i w żlebie Andrzej Osuchowski (fot. Tomek Rakoczy)

Potem była czysta przyjemność – wreszcie przedni śnieg na dość obszernym i niosącym wiele możliwości garbie. No i to zachodzące słońce.

Jedyny nasz kłopot polegał na tym, że było na tyle późno, iż obsługa wyciągu zatrzymała właśnie urządzenie. Szczęśliwie Roman przekonał kolegów, by jednak wywieźli nas w kierunku Fieberbrunn.

Ośrodki wchodzące w skład regionu Pillerseetal oferują ok. 100 km przygotowanych tras zjazdowych i tyleż samo biegowych. Do tego dochodzi również ok. 100 km zimowych szlaków turystycznych (przeznaczonych chociażby dla miłośników wędrówki na rakietach).

W normalnych warunkach atrakcją mogą być także rozmaite warianty zjazdów off piste, a dla wybranych – także ekstremalnego freeride’u. Nie jest przypadkiem, że właśnie Fieberbrunn wybrano w tym sezonie na miejsce prestiżowych Freeride World Tour „Big Mountain” (w minionych latach rozgrywano tu także kwalifikacje do tych zawodów).

Areną rywalizacji riderów będzie najpewniej północno-wschodnia ściana Wildseeloder. Nie tylko imponuje ona dużym nachyleniem i urozmaiceniem, ale także, co kluczowe z punktu widzenia publiczności, jest doskonale widoczna chociażby z górnej stacji gondolek Larchfilzkogel. Freeride World Tour „Big Mountain” w Fieberbrunn potrwa od 10 do 17 marca.

A następnego dnia mieliśmy w Pillerseetal kolejną atrakcję – narty w połowie stycznia w temperaturze sięgającej 20 stopni w cieniu. Tyle bowiem wskazywał w południe termometr w schronisku pod grzbietem Hochhorndlspitze w Fieberbrunn.

Cały dzień spędziliśmy jeżdżąc off piste z Romanem po południowo-wschodnim zboczu tego masywu: śnieg był od rana już miękki, ale wyborny. A i teren urozmaicony: zarówno rozległe płanie, jak jary z nielicznymi drzewami. Tylko ten upał…

 Na styczniowym firnie w Pillerseetal (for. Tomek Rakoczy)

Po południu Roman zafundował nam nadto wykład tyczący systemu ABS – jedynego na razie, prócz znajomości gór oczywiście, skutecznego (w ok. 90 proc.) sposobu pozwalającego bronić się przed lawinami. ABS to dwa spore balony, które narciarz na widok bądź odgłos lawiny może napełnić stosownym gazem, tak by uniosły go na powierzchnię śniegu, co znacząco zwiększa szanse przeżycia.

 Prezentacja ABS (fot. – i model – Tomek Rakoczy)

Najnowszy patent to system ABS połączony z nadajnikiem radiowym – dzięki temu system można uruchomić także u towarzyszy wyprawy. To ważne, bo – jak tłumaczył Roman – często ludzie albo nie dostrzegają oznak schodzącej lawiny, albo odblokowują system zbyt późno bądź wpadają w taką panikę, że nie odpalają go wcale. Teraz zaś przewodnik czy najbardziej doświadczony narciarz może uruchomić ABS u wszystkich członków grupy.

Ale i tak najważniejsza jest, powtórzmy, znajomość gór i wielki dla nich szacunek.

A dla mnie Pillerseetal była – niestety – ostatnim przystankiem Austrostrady,