Mniej Anglików i Niemców, więcej Polaków

– taką prognozę na sezon zimowy 2009/2010 podzielają specjaliści od turystycznego biznesu czołowych krajów alpejskich. Wprawdzie jeszcze w Święta i Nowy Rok Alpy tradycyjnie zalała fala gości z Wielkiej Brytanii, ale później to nie oni będą królować na stokach i w restauracjach.

Już minionej zimy na stokach Austrii, Francji Szwajcarii i Włoch było wyraźnie mniej niż dotąd gości z Wysp i – generalnie – z Europy Zachodniej. Wciąż przybywa za to tych z Europy Środkowej.
Przykładowo, francuskie SNTF (stowarzyszenie grupujące właścicieli wyciągów) obliczyło, że w porównaniu do sezonu 2007/2008 udział przybyszy z Wielkiej Brytanii skurczył się w ostatnim sezonie z 24 do 21 proc. Wprawdzie specyfiką tamtejszego rynku jest to, że ok. 75 proc. narciarzy i snowboardzistów stanowią sami Francuzi, lecz w największych i najsłynniejszych ośrodkach prawie połowa gości pochodzi jednak z zagranicy – w tym, jak dotąd, w sporej (i to tej zamożniejszej) części właśnie z Wielkiej Brytanii. Nawet kilka procent mniej narciarzy z Wysp oznacza więc spore kłopoty dla takich stacji.

Dość powiedzieć, że na alarm zaczęło bić nawet słynne Chamonix. Tamtejsi hotelarze skarżyli się, że mieli ok. 15 proc mniej rezerwacji. Wpływy restauratorów spadły natomiast aż o 30 proc. A przecież sezon 2008/2009 pod względem śniegowym był wyśmienity – we francuskich stacjach wyciągi kursowały średnio aż 117 dni (podczas gdy choćby w sezonie 2007/08 tylko 111 dni).

Podobne tendencje co do fluktuacji gości sygnalizują spece od turystyki zimowej z Austrii. Esther Wilhelm z Tyrolskiej Organizacji Turystycznej przyznała podczas niedawnej wizyty w Krakowie, że w rezultacie kryzysu spodziewa się spadku liczby rezerwacji z Irlandii oraz Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych (w tych ostatnich przypadkach swoje robią także relacje kursów między euro a funtem i dolarem). Liczy za to na narciarzy i snowboardzistów z Polski oraz z Czech i z Rumunii.

Trendy są wyraźne: w sezonie 2008/2009 do Tyrolu przyjechało minionej zimy 86 tys. polskich narciarzy i snowboardzistów – czyli o ponad 8 tys. więcej niż rok wcześniej. Wykupili oni łącznie aż 530 tys. noclegów (o 14 proc. więcej niż zimą 2007/2008). Tyrol jest zresztą w ostatnich latach najchętniej odwiedzanym przez Polaków regionem w Austrii: od 2002 roku liczba noclegów wykupionych przez gości z Polski wzrosła niemal o 100 proc.

Większy wzrost odnotowano jedynie właśnie w przypadku Rumunów (ostatniej zimy wykupili o 40 proc. noclegów więcej niż w okresie 2007/2008) oraz Czechów (20 proc.) i Słowaków (19 proc.). Warto jednak pamiętać, że statystyka ta dotyczy dynamiki wzrostu, a nie liczb bezwzględnych gości z poszczególnych krajów. W efekcie najpoważniejszymi partnerami Tyrolczyków z Europy Środkowej są Polacy i Czesi, którzy kupili 440 tys. noclegów (dla porównania: Rumunii wykupili 200 tys., a Słowacy 70 tys. noclegów).
Ogółem zaś tyrolscy hotelarze i właściciele apartamentów w sezonie zimowym 2008/2009 sprzedali ok. 25,5 miliona noclegów (o 0,3% mniej w porównaniu do zimy 2007/2008).

Ale naturalnie Brytyjczycy nie zaniechali podboju Alp. Choć – o czym już tu wspominałem – w tym sezonie zlikwidowano Snow Train (czyli legendarny skład, którym w ciągu nocy można było za niespełna 150 funtów dostać się z Londynu w serce francuskich Alp), to z Wysp do najlepszych stacji narciarskich kursować będzie nadal kilka innych wygodnych pociągów, o tanich liniach lotniczych nie wspominając.

Nie bez powodu też brytyjski konsulat w Lionie rozpoczął kilka dni temu wielką akcję, mającą zmniejszyć liczbę wypadków swoich rodaków uprawiających narciarstwo lub snowboard na francuskich stokach. Chodzi zarówno o niedostatki techniki czy kondycji, jak brawurę i nader częstą jazdę po alkoholu. Szerzej o tej inicjatywie – następnym razem.