Rodzice i dzieci w jednej jeździli stacji (V)

Wróciłem właśnie z Soldy. I żałuję, że musiałem stamtąd wracać. Takiej jazdy w puchu nie zaznałem dawno. A na dodatek upewniłem się, że ta kameralna stacja w Tyrolu Południowym (tuż przy granicy włosko-austriackiej) spełnia wszelkie kryteria ośrodka wymarzonego dla usportowionych rodzin. Takich, w których rodzice chcą sobie rzeczywiście pojeździć, a dzieci są żądne zabawy na śniegu i frajdy z nart czy deski.

Solda (zwana także Sulden – a dlaczego, wyjaśniałem w poprzednich notkach) to, po pierwsze, spokój i cisza. Jak wyjaśnia Alexander Ortler, niegdyś członek włoskiej kadry alpejskiej, wioska liczy niewiele ponad dwustu mieszkańców, z których większość związana jest z biznesem hotelarskim i turystycznym.
Sam Alexander po kontuzji podczas biegu zjazdowego Pucharu Świata na słynnej trasie w Bormio nie wrócił już do sportu. Nie pracuje też nawet jako instruktor narciarstwa. Kończy za to studia ekonomiczne, pomaga ojcu w prowadzeniu czterogwiazdkowego hotelu Cevedale (świetną kuchnię serwuje tam absolutnie rewelacyjny kelner tzw. starej daty) i zarządza dwoma własnymi sklepami ze sprzętem sportowym. Ale oczywiście kontaktu z nartami nie zerwał: jest „twarzą” firmy Peak Performance, produkującej odzież sportową, a czasem także promuje swoją miejscowość, jeżdżąc z gośćmi na nartach (czy raczej pokazując im, jak powinno się jeździć). Alex koryguje błędy towarzyszy swoich wypraw z wielkim taktem i humorem, a jego rady odnośnie współczesnej techniki alpejskiej okazują się nadzwyczaj skuteczne (czego miałem okazję doświadczyć).

Wracając do samej Soldy: o jej klimacie niech świadczy tylko to, że jest tu ledwie jedna dyskoteka, a rano budzą mieszkańców i gości piękne dzwony miejscowego kościoła.

Zaś w kwestii nart i deski, rekomendacją niech będzie to, że podczas czterodniowego pobytu (od 8 do 11 grudnia) przez całe dwa dni miałem okazję zakosztować fantastycznego off piste w tyleż puchu głębokim, co sypkim. I to praktycznie nigdy nie powtarzając własnego śladu. Ba, warunkami zachwycony był sam Tomek Kurdziel, naczelny magazynu „NTN Snow & More”, komentator zawodów alpejskich w Eurosporcie, świetny narciarz i wymagający, acz nadzwyczaj zaangażowany w swą pracę, instruktor. Kto jak kto, ale on od lat spędza na różnych stokach mnóstwo czasu i ma olbrzymie pole do porównań.

 Solda, na wysokości ok. 3000 m n.p.m.

Oczywiście przednio jeździło się też po wytyczonych trasach, zwłaszcza, że pomimo weekendu nie były one zatłoczone. I to pomimo obecności grup dzieci z włoskich (ale też austriackich i niemieckich) klubów i szkółek narciarskich, z których jedne ostro trenowały slalomy, a inne doskonaliły zwykłą technikę.

Skądinąd pęd do podnoszenia umiejętności podczas grupowych wyjazdów zimą w góry jest w krajach alpejskich fascynujący. Owocuje to zresztą zarówno wynikami sportowymi, jak generalnie wysokim poziomem umiejętności narciarskich czy snowboardowych już u najmniejszych dzieci. Zaś widok świetnie radzących sobie malców cieszy wszystkich.

Dzieci jeżdżą więc w Soldzie na pólkach w samej wiosce (m.in. w ramach tamtejszego Skikindergarden i szczycącej się 75-letnim doświadczeniem Skischule Sulden), ale też na czerwonych i niebieskich trasach powyżej górnej stacji tamtejszej kolejki (także pisałem już o nich ze szczegółami). A że te leżą między 2600 a 3250 m n.p.m. – a więc już powyżej linii lasu, to są nader bezpieczne: wykluczone jest niebezpieczeństwo najechania na drzewa i ograniczona groźba zderzeń, bo trasy można wytyczyć odpowiednio szeroko.

Oczywiście mimo to wszystkie dzieci jeżdżą w kaskach. I nie jest to tylko efekt odgórnych regulacji (we Włoszech prawo nakazuje, by wszyscy użytkownicy stoku do 14 roku życia mieli założone kaski), lecz także coraz powszechniejszego obyczaju. Przykład dają więc także dorośli narciarze, w tym niektórzy instruktorzy i trenerzy.

Jutro o innych atrakcjach Soldy – m.in. o muzeum górskim i hodowli himalajskich jaków, założonych przez wielkiego wspinacza Reinholda Messenera i o innej lokalnej sławie, czyli wielkim alpejczyku lat 70. Gustavo Thoenim. Oraz o tamtejszych cenach (i zniżkach).