Cyrk w cyrku

Co tu robić w górach, kiedy temperatura w dolinach sięga dwudziestu stopni i już około południa śnieg na większości tras staje mokry? W Skicircus można sobie polatać.

Grań masywu Asitz (1870-1914 m n.p.m.) w Skicircus Saalbach Hinterlemm Leogang

Metoda na narciarski marzec 2014 w Alpach jest prosta: trzeba wjechać na górę pierwszą ranną kolejką i jeździć dopóty śnieg dzięki pracy ratraków i nocnym przymrozkom jest jeszcze w miarę twardy. W takim Leogang w Ziemi Salzburskiej plan ten jest o tyle łatwiejszy do spełnienia, że gondola na masyw Asitz rusza już o ósmej. Stamtąd zaś można dostać się w inne  miejsca gigantycznego obszaru narciarskiego zwanego Skicircus Saalbach Hinterglemm Leogang.

Normalnie wytyczonych jest tam 200 km tras, ale teraz, w tym zwariowanym pod względem pogody sezonie, nie wszystkie są przejezdne. O ile więc zwykle dobry narciarz może pokusić się o objechanie w ciągu dnia okolicznych grani (na zasadzie podobnej do słynnej Serra Ronda w Południowym Tyrolu), to obecnie niestety nie jest to możliwe.

Mnie udało się dotrzeć na stoki Saalbach – było nie było jednego z najsłynniejszych alpejskich kurortów. Już spacer deptakami łączącymi dolne stacje trzech kluczowych tu gondolek to osobna przyjemność z racji klimatu miasteczka. Trasy są momentami strome, choć na tyle szerokie, że można dać nartom pojechać. Niestety, brakło nam czasu – właśnie z racji na szybko zmieniający swą konsystencję śnieg – na rekonesans stoków nad położonym na końcu doliny Hinterglemm. A to na jednym z nich rozgrywany jest bieg zjazdowy alpejskiego Pucharu Świata mężczyzn – co już powinno być wystarczającą rekomendacją.

Skądinąd i tak poziom utrzymania tras Skicircus w takich warunkach graniczy z cudem. Wszak na mającym północną ekspozycję stoku pod gondolą w Leogang można śmiało jeździć do końca pracy wyciągów. Trudno się jednak dziwić: obszar może być dośnieżany przez aż 487 armatek! Oczywiście, w takich jak obecnie temperaturach na niewiele się one zdają (do produkcji sztucznego śniegu potrzebne są minusowe temperatury i stosowna wilgotność), ale widać tutejsi spece od naśnieżania (a jest wśród nich Peter Hörl, uchodzący za jednego z najlepszych w świecie, o którym warto osobno napisać) dobrze pracują już od jesieni i przygotowali stosowny podkład.

Jeśli jednak ktoś nie lubi mierzyć się z tak czy tak miękkim w tych temperaturach  śniegiem, może spróbować (w niektóre nid tygodnia i o ile nie wieje zbyt silny wiatr) innej atrakcji. Oto przy pośredniej stacji gondoli Asitzbahn od dwóch lat działa tzw. XXL Flying Leogang Fox. Jest to lina długości…1,6 km, na której jest się podwieszanym w specjalnych szelkach (by, jak głoszą reklamy, poczuć się niczym szybujący nad ziemią ptak), a następnie rusza w dół (różnica poziomów wynosi 274 metry) z prędkością sięgająca 130 km/godzinę. Zabawa trwa minutę (nie licząc, oczywiście, refleksji czy też po prostu strachu przed jej rozpoczęciem i opowieści po dotarciu do mety).

XXL Flying Leogang Fox jest – wedle dyrektora mających udziały w przedsięwzięciu kolei linowych Leogang Rudolfa Eberla – „topową światową atrakcją”.  A reklamuje ją tyleż genialny, co znamienny plakat, na którym wiszącego w powietrzu delikwenta z niejakim zdziwieniem obserwuje oblizująca się pokaźna krowa.