Jadę na slalom do Madonny

Frajda może być wielka – wszak nocny slalom w Madonna di Campiglio uchodzi za jedno z najbardziej widowiskowych wydarzeń alpejskiego Pucharu Świata. Można zobaczyć, jak jeżdżą najlepsi, swoje robi też narciarska tradycja kurortu i sceneria zawodów.

Miałem już szczęście oglądać na żywo kilka pucharowych zmagań – choćby zjazd mężczyzn w Wengen czy gigant kobiet w Val d’Isere. Ale na środowy slalom zwany 3Tre czekam szczególnie.

Stefano Gross (fot. 3Tre Campiglio Press)

Po pierwsze dlatego, że na starcie pojawią się najlepsi slalomiści. Nie będzie już wprawdzie mistrza ostatnich lat Marcela Hirschera, który w tym sezonie postanowił zakończyć karierę. Wystartuje jednak jego długoletni rywal Henrik Kristoffersen (Norweg zwyciężał już w Madonnie dwa razy – w 2015 i 2016 r.). Będą też m.in. Alexis Pinturault, Daniel Yuleand i Clement Noel z Francji oraz André Myhrerand ze Szwecji. Gospodarze dopingować będą zwłaszcza Stefano Grossa, Manfreda Moelgga, Giuliano Razzoliego i młodziutkiego Alexa Vinatzera.

Zwycięzcy 3Tre 2015: Marcel Hirscher, Henrik Kristoffersen i Marco Schwarz (fot. 3Tre Campiglio Press)

Na atmosferę wpływać będzie i to, że młodym kibicować będą z trybun dawni mistrzowie. W tym roku do Madonny zaproszono m.in. Alberto Tombę (wygrywał w 1987, 1988 i 1995 r.) oraz innych zwycięzców: Marco Giraldelliego, Ivicę Kostelića i Piero Grosa.

Alberto Tomba na podium 3Tre 1996 (fot. 3Tre Campiglio Press)

Znaczenie ma wreszcie sceneria i historia stacji. Wszak ciąg skalistych szczytów składających się na Dolomiti di Brenta jest tak piękny i charakterystyczny, że stał się symbolem całych Dolomitów. Widnieje na tysiącach pocztówkowych czy folderowych ujęć. A że masyw góruje nad Madonną di Campiglio, to walnie przyczynił się do popularności tej jednej z najsłynniejszych w świecie narciarskich wiosek.

Byłem tam ledwie dwa razy, w sumie dwa tygodnie, ale – jak wielu innych – od pierwszego wejrzenia się w Madonnie zakochałem. Bo cóż może być wspanialszego niż narty w takim właśnie otoczeniu?

Owszem, w Alpach jest wiele stacji, w których tras jest więcej. Za to w Madonnie spośród 55 km nartostrad przynajmniej kilka jest pierwszorzędnych, tyleż urozmaiconych, co wymagających. Ot choćby czarne z Pradalago i z Monte Spinale. Albo czerwone FIS 3-Tre z Cinque Lahgi i Alta Genziana (też w rejonie Pradalago). A nawet niebieskie z Passo Groste, najwyższego (2504 m n.p.m.) dostępnego punktu w rejonie Madonny – wiodącego najpierw wielkimi płaniami, a potem wijącego się leśnymi przecinkami. Osobną sławę ma Canalone Miramonti – to tam od 1950 r. tradycyjnie rozgrywane są slalomy alpejskiego Pucharu Świata. Któż na niej nie walczył: Thomas Ghedina, Gustavo Thoeni, Ingemar Stenmark, Beniamin Reich… W ostatnich latach zawody odbywają się wieczorem, co przydaje im widowiskowości – stok, choć krótki (470 m), jest stromy (nachylenie sięga 60 proc., a średnio wynosi 27), a meta znajduje się w samym centrum miasteczka, więc fiesta jest tym większa.

(fot. za 3Tre Campiglio Press)

Ponadto tylko tu można łączyć narty z tak wspaniałym widokiem, jakim jest masyw wyznaczony przez Cima Brenta (3250 m n.p.m.) i Cima Tosa (3175 m n.p.m.). Znawcy wspominają jeszcze o specyfice pokrywy śnieżnej: na jej jakość wpływa to, że przez większość dni w sezonie mocno świeci słońce, nocami zaś temperatury spadają mocno poniżej zera. Niektórzy twierdzą, że efektem jest firn, czyli śnieg marzenie, który w Madonnie występować by miał, w przeciwieństwie do innych stacji, nie tylko późną wiosną!

Na wyjątkowość stacji wpływa i to, że w tym roku narciarska Madonna będzie obchodzić 110. urodziny. 27 lutego 1910 r. grupa brytyjskich pasjonatów gór dotarła do wioski saniami, wspięła na Monte Spinale (2101 m n.p.m.) i… zachwyciła się zarówno krajobrazem, jak i mnóstwem możliwości do zjazdów. Po powrocie wrażeniami podzielili się z podobnymi zapaleńcami i… dziennikarzami. Z czasem Madonna stawała się coraz bardziej znana i modna (choć już w połowie XIX w. była ulubionym miejscem wypoczynku dynastii Habsburgów – przyjeżdżała tu, choć nie na narty, m.in. Elżbieta Bawarska, czyli księżniczka Sissi). W końcu zaczęła uchodzić za jeden z topowych kurortów zimowych Alp. Zachowała przy tym kameralny charakter i, co może najciekawsze, pozostała stacją dostępną również dla gości z niekoniecznie najgrubszymi portfelami.