Everest musi poczekać…

– napisał właśnie spod stóp najwyższej góry świata Andrzej Bargiel, ogłaszając zakończenie swojej wyprawy.

Przypomnijmy: 30-letni zakopiańczyk rodem z Łętowni zamierzał wejść na Dach Świata (8848 m. n.p.m.), a potem zjechać stamtąd na nartach. Teraz informuje:

Jesteśmy w bazie pod Everestem już trzeci tydzień. Warunki w tym roku są bardzo trudne. Monsun się przedłuża, często pada śnieg i deszcz. Podczas lata poziom zamarzania był bardzo wysoki i lodowiec jest w tragicznym stanie, jest w nim mnóstwo szczelin.

Największym problemem jest serak wiszący 800 metrów nad lodowcem, ma 50 m wysokości, 30 m długości i jest odczepiony od właściwego lodowca.

fot. Marek Ogień

Poruszanie się pod nim jest bardzo trudne. Ja tego ryzyka nie akceptuję, serak może spaść w każdej chwili i to zatrzymuje nas przed działaniem. Próbowaliśmy przeczekać ten okres, wtedy moglibyśmy uruchomić działania, niestety jesteśmy tu bardzo długo, nie ma progresu w akcji górskiej i w aklimatyzacji. Kończymy, bo to jest najbardziej rozsądne. Niestety czasem tak jest, że trzeba szacować ryzyko, i jeżeli jest za duże – powiedzieć „stop”.

Dziękuję członkom mojej ekipy, wszystkim, którzy wierzą i wspierają ten projekt, zwłaszcza sponsorom i partnerom.

fot. Marek Ogień

Pomysł był ambitny (ideę opisywałem tu z detalami). Może kiedyś uda się go jednak zrealizować. Tak było choćby w przypadku K2.

Szacunek, Jędrek, za rozsądek. Gratulacje za i tak wielki wysiłek. Może następnym razem się uda.

fot. Marek Ogień