Gesäuse: piękne narty bez wyciągów (I)

Kto wie, czy to nie najmniej znany w Polsce region turystyczny – a i narciarski – Austrii. A były czasy, gdy był europejska sławą.

„Gesäuse nie odwiedza się po to, by zaliczyć kolejne turystyczne >>atrakcje obowiązkowe<<. Przyjeżdża się tu, by odzyskać siły. I dla ciała, i dla duszy” – w taki niebanalny sposób swój region zachwalają miejscowi. I precyzują: „Potęga Natury sprawia, że znowu można tu poczuć emocje, które wobec codziennych trosk wydawały się stracone”.

Po czym wymieniają zalety tego zakątka północnej Styrii (położonego ledwie 200 km na południowy zachód od Wiednia).

Ot choćby tamtejszy park narodowy z niemal nietkniętymi cywilizacją ostępami leśnymi, jakich w Europie prawie nigdzie nie ma, oraz dziesiątkami gatunków rzadkich już zwierząt (m.in. ryb) i roślin. Czy też park krajobrazowy, którego chlubą są szczyty Alp Ennstalskich i dzikie przełomy górskich rzek (do spienionych, huczących i pędzących nurtów Ennsy i Salzy pochodzi skądinąd nazwa „Gesäuse”). Ale także właściwości geologiczne, które sprawiły, że uzyskał on także status geoparku UNESCO.

fot. Oliver Rohrmoser

Nadmieniają, że nie jest przypadkiem, iż tradycje turystyczne Gesäuse sięgają końca XIX w. Przełomem było wybudowanie linii kolejowej Kronprinz Rudolf-Bahn, dzięki której z Wiednia można było tam dotrzeć ledwie w dwie godziny. Wkrótce powstała tam sieć schronisk, szlaków i dróg wspinaczkowych, wytyczanych przez pionierów alpinizmu. Po II wojnie światowej Gesäuse zostało nieco zapomniane – m.in. wskutek braku inwestycji, choć planowano stworzyć tam dużą stację narciarską.

Plan się nie powiódł, bo sprzeciwili mu się właściciele sporej części tamtejszych ziem, czyli zakon benedyktów. Powód był prosty: ojcowie doskonale zarabiali na organizowaniu w swoich górskich lasach polowań i obawiali się, że głośni narciarze popsują im biznes. W efekcie światowej sławy ośrodkiem narciarskim stało się nieodległe Schladming, a benedyktyni do dziś czerpią zyski z myśliwych.

Trzeba jednak przyznać, że nieopodal swojego opactwa w Admont prowadzą niewielki ośrodek w Kaiserau (dwa dość długie orczyki obsługujące całkiem przyzwoite pod względem nachylenia zbocze oraz krótszy wyciąg talerzykowy i magic carpet dla początkujących). Ponoć stok jest deficytowy (nie dociera tam choćby komunikacja publiczna), ale bracia utrzymują stację z – jak mówią – powodów społecznych. Skądinąd benedyktyni należą do pierwszej trójki pracodawców w okolicy, a ich największą chlubą jest największa biblioteka klasztorna świata, która mieści się właśnie w Admont. Szczyci się ponad 70 tys. starych woluminów (wśród nich jest 1400 manuskryptów i 900 inkunabułów) oraz nastrojowymi wnętrzami – mistrzowskimi architektonicznie m.in. z racji wykorzystania naturalnego światła.

Biblioteka opactwa w Admont (Fot. Marcel Peda)

Narciarstwo typowo zjazdowe nie stało się głównym atutem prowincji (prócz Kaiserau w Gesäuse działają tylko dwa stoki z wyciągami: orczyk Dorflift z 150 m trasą oraz Buchsteinlift St. Gallen z kilometrowym stokiem). Jej włodarze założyli wręcz, że odstępują od ścigania się z sąsiadami na tym polu. Postanowili postawić na kompletnie inny kierunek rozwoju: utrzymanie jak tylko się da naturalnego charakteru swoich gór.

W rezultacie śmiało można uznać Gesäuse za idealne miejsce choćby na biegówki (wysoko położone plateau w Kaiserau z 6 km torów w obłędnej scenerii), wyprawy na rakietach śnieżnych, a już na pewno na coraz popularniejszy skitouring.

fot. Oliver Rohrmoser

Bo czyż można sobie wyobrazić lepszą scenerię „wyrypy” niż nieoszpecone konstrukcjami wyciągów i górnych stacji kolejek dzikie wciąż (co coraz rzadsze nawet Alpach) góry?!

Inna rzecz, że owa dzikość niesie też ze sobą dodatkowe wymagania – dlatego najlepiej korzystać z usług miejscowych przewodników. Zaś dla poczatkujących skitourowców wymyślono tu ciekawą propozycję: Ski Touring BaseCamp. Miałem niedawno okazję obserwować, na czym taki obóz polega – i wkrótce to tu opiszę.

fot. Oliver Rohrmoser