Norwegia wydłuża sezon

W Alpach nawet na większości lodowców tegoroczny sezon potrwa najwyżej do długiego weekendu. Tymczasem w norweskim Hemsedal śniegu jest tej zimy tyle, że zarządzający stacją postanowili, że wyciągi będą czynne aż do 11 maja. Jeździ się tam przednio, a przy odrobinie zapobiegliwości niekoniecznie dużo drożej niż w innych górach Europy.

Dolne partie Hemsedal Skisenter

W miniony wtorek w Hemsedal gęsty śnieg padał, na przykład, cały dzień. A przecież stacja leży ledwie na 600 m n.p.m., zaś jej szczyty nie przekraczają 1500 m wysokości. Równocześnie jednak jest to 220 km (podróży busem trwa trzy i pół godziny – oczywiście z uwzględnieniem norweskich ograniczeń prędkości) na północny-zachód od Oslo.

W efekcie prócz jazdy po trasach można było szukać frajdy poza nimi (choć w obu miejscach pod koniec dnia śnieg stawał się już dość ciężki).

Miejscowi dowodzą zresztą, że – w przeciwieństwie do większości europejskich gór – w Hemsedal ten sezon jest po względem opadów nadzwyczajny (a przecież tak czy tak wyciągi otwierane są tam 1 listopada, a zamykane po pierwszym majowym weekendzie). Wspominają zwłaszcza przełom stycznia i lutego, gdzie nie dość, że padało dzień w dzień, to jeszcze jakość śniegu była wyśmienita. „Był suchy niczym w Colorado” – zapewniają.

Ratrakowanych nartostrad jest tu 48 (Hemsedal jest dzięki temu jednym z najważniejszych ośrodków zimowych Skandynawii) i to o najróżniejszym stopniu trudności. Są tu choćby trasy… oznaczone na zielono i określane jako „bardzo łatwe” (w krajach Unii Europejskich nartostrad w tym kolorze od kilku lat już nie ma). Niektóre rejony uznane są wręcz (i odpowiednio oznakowane) za „slow tempo area”: tam także zaawansowani narciarze nie powinni poruszać się zbyt szybko z uwagi na liczne wyciągi dla początkujących i miejsca treningowe szkółek narciarskich.

Ale oczywiście są w Hemsedal również trasy czerwone i czarne – nie przez przypadek dwa tygodnie temu właśnie tam odbyły się alpejskie mistrzostwa Norwegii z udziałem samego Aksela Lund Svindala.

Pod względem szerokości nartostrady najczęściej sporo przekraczają standardy znane z Alp, o Polsce czy Czechach nie wspominając. Dla bezpieczeństwa gości znaczenie ma i to, że kończą się w jednym miejscu: przy kompleksie restauracji i apartamentów zwanym Hemsedal Alpin Lodge. O zgubieniu się nie ma więc raczej mowy.

Co zaś do możliwości jazdy terenowej, to są one – bez żadnej przesady – nieograniczone. Trzy górujące nad stacją szczyty nie imponują wprawdzie wysokością i nie znajdzie się tu ani radykalnych stromizm, ani (z racji charakteru tamtejszych masywów) wąskich żlebów. Na każdym ze zboczy są jednak olbrzymie połacie zachęcające do wytyczania swoich linii – nie tylko w kierunku stacji, ale także do sąsiednich dolin, skąd do miejsca zakwaterowania można wrócić skibusami lub w ostateczności taksówką.

Niższe partie porośnięte są rzadkim zwykle lasem (drzewa z racji białej kory podobne są do brzozy, dużo jednak – pewnie z racji surowego klimatu – mniejsze) – co stanowi kolejne wyzwanie.

Zaskoczeniem może być to, że wśród dwudziestu tutejszych wyciągów nie ma ani jednej kolejki linowej i gondoli! Krzesełka nie mają też standardowych już w Alpach podgrzewanych siedzeń czy też osłon przeciwko wiatrowi. Poruszają się za to nadzwyczaj szybko – podobnie zresztą jak miejscowe orczyki.

Bo i taka jest chyba natura nart (a zapewne i życia) w Norwegii: są proste i surowe, bez zbędnych często udogodnień, czy raczej – blichtru. Co tylko dodaje im uroku.

Swoje robi także widok z Totten, Tinden czy Rogjin (to główne szczyty masywu okalającego od północy Hemsedal Skisenter) na okolicę. Jest imponujący chociażby już przez to, że górski krajobraz Skandynawii kompletnie różni się od tego znanego z centralnej czy południowej Europy. Siłę natury – tam wciąż nieujarzmionej – czuje się tam w specjalny sposób.

O innych, narciarskich i nie tylko!, atrakcjach Hemsedal, a także o tym, jak można tam spędzić zimowy urlop nie płacąc więcej (a w każdym razie wiele więcej) niż w Alpach – napiszę tu wkrótce. Dla przykładu tylko: przy wielu górskich restauracjach dostępne są sale, w których można samemu przygotować sobie posiłek z własnych produktów przy pomocy darmowych kuchenek mikrofalowych, zlewozmywaków itd.

Tzw. restroom w restauracji Fjellkaffen przy górnej stacji sześcioosobowych krzeseł Holvinn Express

Tygodniowy zaś karnet (na 6-8 dni) kosztuje dorosłego 1750 koron, czyli niewiele ponad 850 złotych bądź 210 euro – a zatem tyle samo (bądź nawet mniej) niż w większości stacji alpejskich (oraz na Kasprowym Wierchu). Na dodatek jeśli chodzi o skipassy nie ma tu podziału na „niski” i „wysoki” sezon.

Cdn.