Justyna i Caterina

Justyna Kowalczyk ogłosiła plan swoich przygotowań do nadchodzącego, olimpijskiego!, sezonu. Wśród ośrodków, w których będzie przygotowywać się do startów jest jeden nowy – to włoska Santa Caterina. Wioskę tę wielekroć tu opisywałem (ostatnio: „Raju u Świętej Katarzyny ciąg dalszy ”,107 lutego b.r.), bo to miejsce, do którego… od lat jeżdżę na rodzinne narty.

Po świętach Wielkanocnych triumfatorka biegowego Pucharu Świata wystartuje jeszcze w pokazowych zawodach w  Rosji. Potem chce zregenerować siły po sezonie w jednym z rodzimych sanatoriów i zacząć szykować formę na następny, 2013/14. Służyć temu ma seria obozów treningowych – najpierw w austriackim Ramsau, w czerwcu – w Zakopanem, a następnie w estońskim Otepää. W sierpniu ekipa poleci na Nową Zelandię, a następnie – do Sierra Nevada (nie w Stanach Zjednoczonych, lecz w Hiszpanii – o tej położonej ledwie 100 km od wybrzeży Morza Śródziemnego, a na ponad 2100 m n.p.m. andaluzyjskiej stacji narciarskiej też tu pisałem, bo akurat przed rokiem miałem w niej okazję, na nartach zjazdowych oczywiście, pojeździć: „Narty blisko plaży”, 26 marca ub.r.).

Wszystkie te ośrodki są Justynie Kowalczyk dobrze znane, bo od lat służą jej za arenę do przedsezonowych przygotowań. Nowością ma być właśnie Santa Caterina Valfurva, a wymowę ma i to, że mistrzyni pojedzie tam w listopadzie – a więc tuż przed pierwszymi startami (do tej pory w tym okresie trenowała w fińskim Muonio).

Co sprawiło, że trener Aleksander Wierietielny i jego ekipa – z samą Justyną na czele – wybrali tę maleńką (bo w Santa Caterinie żyje na stałe nie więcej niż pięciuset mieszkańców) wioskę na krańcu jednej z odnóg Alta Valtelina? Być może trafili do niej, kiedy w styczniu b.r. w nieodległym Livigno trenowali przed ważnymi (i zakończonymi sukcesem) zawodami w Davos? A może po prostu zdecydowała renoma, jaką Santa Caterina cieszy się wśród narciarzy biegowych (jest ona nie mniejsza niż sława wioski – i jej najsłynniejszej obywatelki, czyli wielkiej włoskiej narciarski Debory Compagnoni – wśród alpejczyków).

Tamtejsze Centro Sci Fondo oferuje biegaczom dwie pętle tras długości 5 i 10 km oraz różnicy poziomów 190 i 390 m. Fachowcy podkreślają, że wytyczono je tak, iż można na nich ćwiczyć rozmaite elementy techniczne, a w szczególności wymagające zjazdy. Konsultantami byli bowiem trener kadry Włoch w biegach narciarskich Benito Moriconi oraz mistrzyni olimpijska Manuela Di Centa. Oni też pomagali w wyznaczeniu mniej wymagających tras nazwanych „turystycznymi” (mają 2, 3 i 5 km i tylko częściowo pokrywają się z profesjonalnymi).

Znaczenie ma i to, że sama stacja leży na wysokości 1800 m n.p.m., a układ okolicznych masywów wpływa na mikroklimat, a więc i jakość śniegu (ją czuje się także na nartach zjazdowych).

Dla samej przyjemności treningu nie bez znaczenia jest też pewnie imponujący okoliczny krajobraz (z tras widać m.in. masyw Ortlera, najwyższego szczytu Alp Retyckich, w obrębie których leży też sama Santa Caterina).

Nie bez powodu więc trasy w Santa Caterinie były wielokrotnie sceną poważnych zawodów biegowych – z Pucharem Świata włącznie, zaś Centro Sci Fondo jest doskonale wyposażone (doskonałe warunki do pracy mają w nim zwłaszcza serwismeni).

I nie bez przyczyny ilekroć tam byłem, to dzień w dzień od świtu niemal mogłem z pokoju w Residencia Valfurva, stojącej tuż obok szlaków biegowych, oglądać miłośników wąskich nart. Zarówno chcących zostać mistrzami, jak męczących się dla zwykłej frajdy.