Wiosenne narty na (największej) łące?

Południowotyrolskie Alpe di Siusi/Seiser Alm to gigantyczna wysokogórska hala Europy – ma ponad 57 km2 powierzchni i leży pomiędzy 1680 a 2350 m n.p.m. Zasadnie chyba miejscowi chwalą się, że to największa łąka w całych Alpach. I świetne miejsce na wczesnowiosenne zwłaszcza narty. Rodzinne albo te romantyczne.

Znacznie ma już to, że otaczają ją najpiękniejsze masywy Dolomitów  (m.in. Sciliar/Schlern, Sasso Lungo/Langkofel i Sasso Piatto/Plattkofel), a słońce świeci tu ponoć przez większość dni w sezonie.

Apartamenty i hotele rozrzucone są zwykle po całym płaskowyżu (czy też, jak żartują miejscowi: pastwisku), dzięki czemu można czuć się w nich jak w wysokogórskiej głuszy, a równocześnie korzystać z setek kilometrów tras zjazdowych obszaru Dolomiti Superski.

Ot choćby taki Sporthotel Sonne – aby doń dotrzeć trzeba z Compatsch, czyli centralnego punktu Alpe di Siusi (jedyne miejsce, w którym kilka hoteli stoi obok siebie ), jechać jeszcze parę kilometrów wytyczonymi przez pługi bądź ratraki śnieżnymi drogami. Czasem przecinają one nartostrady, więc można poczuć się niczym na planie tych filmów z Jamesem Bondem, których scenariusz przewidywał sceny samochodowych pościgów w zaśnieżonych górach.
Skądinąd hotel ten może być przykładem, jak stosunkowo prostą i małą oryginalną architektonicznie bryłę można zagospodarować znakomitymi aranżacyjnie i wygodnymi pokojami.

Stoki samego obszaru Alpe di Siusi to szerokie, łagodne zwykle, płanie, a obsługują je nowoczesne wyciągi (z jednym uroczym wyjątkiem w postaci dwuodosobowych krzeseł z kanapą jeszcze węższą niż ta na Hali Goryczkowej, ale też z dziwacznie wysokim oparciem – pewnie ku wygodzie użytkowników).

Trasy są, jak to w Południowym Tyrolu jest standardem, znakomicie przygotowane (nic to, że trzeba przecież prócz nich przygotować wspomniane dojazdy do hoteli).

Oprócz nart Alpe di Siusi/Seiser Alm jest świetnym miejscem na biegówki, wyprawy na rakietach, sanki, wysokogórski, zimowy jogging czy po prostu spacery – również te nocne, w świetle czołówek. Niektórzy próbują też przejażdżek… konnych.

Łatwo także stamtąd dotrzeć – gondolką z grani nad Spothotel Sonne bądź busem spod niektórych z dolnych stacji wyciągów – dostać się chociażby do Val Gardena, jednej z najbardziej prestiżowych (m.in. dzięki goszczeniu alpejskiego Pucharu Świata) ośrodków zimowych Włoch. Stamtąd zaś ewentualnie wjechać na słynną trasę Sella Ronda.

Pobyt tam może być też okazją spróbowania przedniej kuchni. Przykładowo, o ile zwykle absurdem jest zamawianie w górach owoców morza, to tu warto zrobić wyjątek. Oto położone na 2200 m n.p.m. na zboczach Piz Sella w Val Gardena schronisko Comici sprowadza je codziennie znad Adriatyku, gdzie właściciel ma własne łowisko. Z kolei w chacie Baita Daniel do knedli i innych regionalnych dań serwowany jest sznaps z… siana. W moim, prócz aromatu suchej trawy, mocne były akurat nuty rumianku.