Alpbach, czyli mała wioska z nagrodami

„Najlepszy kameralny ośrodek narciarski w Europie” wedle brytyjskiego magazynu „The Good Skiing” (i nawiązujący do prestiżu Hollywood tytuł „Białego Oskara”);  pierwsza lokata w kategorii „Małe, ale doskonałe” „Atlasu narciarskiego ADAC” na rok 2009; miejsce w czołówce rankingu „Urokliwe miejscowości narciarskie” szwedzkiego magazynu „Aka Skidor” i wreszcie laur „Najpiękniejszej wioski Austrii” nadany przez samych rodaków – to tytuły, którymi w ostatnich latach została obsypana niewielka wioska Alpbach w austriackim Tyrolu. Nie wszystkie zresztą – Alpbach w letnim wydaniu uznano chociażby za najpiękniej ukwieconą miejscowość tamtejszych Alp.

 Alpbach

W Polsce tymczasem jest niemal nieznana, pomimo że dojechać do niej można łatwo, bezpiecznie i szybko – leży ledwie 140 km za Monachium, a 60 km przed Innsbruckiem (choć z drugiej strony podczas czterech dni, jakie miałem okazję spędzić tam w minionym  tygodniu, z 2-3 razy usłyszałem ojczystą mowę).

A i nastrój panujący w Alpbach powinien niektórym przynajmniej Polakom odpowiadać. Życie toczy się tu jakby wolniej, by nie rzec: sennie. Gospodarze są wobec gości autentycznie życzliwi, a nie zdawkowo uprzejmi.

Nie ma mowy o jakichkolwiek blokowiskach – nawet największe i najnowsze hotele są doskonale wpasowane w krajobraz i idealnie komponują się z pozostałymi budynkami wioski (jak zdradził mi Michael Mairhofer z Alpbachtal Seenland Tourismus, miejscowi ustalili, że domy w wiosce mogą mieć najwyżej trzy piętra, muszą być wykończone drewnem i mieć… balkony).

I dobrze: bo te najstarsze zabudowania miewają tam ponad 400 lat (pierwsze zapisy o wiosce pochodzą z 1150 r.)! Niektóre gasthofy nad drzwiami dumnie eksponują daty powstania budynku: a to 1608, a to 1634. Romantikhotel proponuje nawet pokój, w którym zachowano wystrój pochodzący ponoć z okolic XV czy XVI w. („Jest dość ciemny, lecz piękny” – zachwala Michael Mairhofer).

Ba, w Alpbach rzadkością są nawet dyskoteki – wieczory spędza się raczej na kolacjach w gasthofach bądź przy piwie i sznapsach w lokalnych barach, gdzie ucztują i miejscowi, i goście (oraz instruktorzy trzech tamtejszych szkółek narciarsko-snowboardowych).

Nieco staromodna jest nawet infrastruktura na stokach głównego tamtejszego obszaru zjazdowego na północnych zboczach Wiedersberger Horn (2128 m n.p.m.). Ok. 50 km tras (położonych między 600 a 2025 m n.p.m) obsługuje 21 wyciągów (3 gondole, 5 krzesełek plus orczyki i talerzyki). Urządzenia pochodzą głównie z lat 80. – nie ma więc w Alpbach podgrzewanych siedzeń wyciągów krzesełkowych czy ruchomych schodów na perony gondolek, stanowiących już standard w topowych stacjach.

Lecz przecież wielu narciarzy (a i niektórych snowboardzistów) uważa takie udogodnienia za fanaberie czy przejaw wygodnictwa niegodnego ludzi gór. Wolą chociażby, jeśli zamiast wszechobecnych słupów wyciągów, gdzieś na stoku stoi stara bacówka czy chata (a w Inneralpbach, jednej z wiosek doliny w niektórych z nich można nawet zanocować – w dość spartańskich warunkach, lecz to tylko dodaje smaku przygodzie). Nie mówiąc już o możliwości pojeżdżenia poza wytyczonymi trasami – a i to zapewnia Alpbachtal, bo terenów do łatwego i stosunkowo bezpiecznego freeride’u jest tam sporo.

Próbkę takiej właśnie atmosfery można zobaczyć m.in. na filmie i zdjęciach autorstwa uczestników wyprawy SnowTour Austria 2010, którzy byli w Alpbach dosłownie dzień przed moim przyjazdem.

A jeszcze trzeba do tego dodać szczególne warunki i atrakcje, jakie Alpbach oferuje uczącym się narciarstwa i snowboardu dzieciom. Wkrótce napiszę o tym więcej.