Spróbowałem Chamów w Ladis
Dopiero teraz, pod koniec sezonu, miałem okazję pojeździć na nartach nazwanych „Cham” (oczywiście od słynnego Chamonix). A model ten miał być wiodącym punktem kolekcji Dynastara 2012/2013. Zasadnie. Bo sprawdza się przednio w rozmaitych warunkach.
Na „Chamy” trafiłem w wypożyczalni „Loisl” w Ladis, najmniejszej z wiosek tworzących tyrolską – i od paru lat nader liczącą się – stację Serfauss/Fiss/Ladis. Dość wspomnieć, że szczyci się ona tytułem Best Ski Resort 2012, przyznanym w ramach Mountain Management Study, ponoć najbardziej reprezentatywnego w branży turystyki zimowej badania opinii publicznej w Europie. W jego ramach przepytano 42 tys. narciarzy i snowboardzistów, którzy ocenili 55 ośrodków ze wszystkich krajów alpejskich. A wśród wielu kryteriów, w których zwyciężyło Serfaus-Fiss-Ladis byłą też jakość oferty wypożyczalni i serwisów.
Ladis ma 540 stałych mieszkańców i oferuje 1760 łóżek dla gości, „Loisl” siłą rzeczy nie może więc mierzyć się z potęgami typu Intersport czy Sport 2000. A jednak: przykładowo obok „Cham” stały inne przednie modele podobnego przeznaczenia – a to Salomony BBR (już tu o nich tu par ę razy z uznaniem pisałem), a to Salomony Enduro 850 XT, model, który zdobył mnóstwo pochlebnych ocen podczas ubiegłorocznej edycji World Ski Test. A wszystkie w dowolnych długościach, szerokościach i wersjach.
Było zatem w czym przebierać. I należało, bo warunki na stokach nie należały do najłatwiejszych. Wprawdzie w Serfaus-Fiss-Ladis jeździ się na sporych, jak na Austrię, wysokościach: spośród 212 km tutejszych tras, aż 135 km położonych jest powyżej 2000 m n.p.m., a najwyższy punkt to Masnerkopf na ponad 2800 m, lecz późna wiosna robi swoje.
Tyle że przecież właśnie po to konstruktorzy z Chamonix wymyślili „Chamy” – Dynastar przekonuje, że chce „oferować inteligentne, awangardowe rozwiązania, by sprostać wszystkim wyzwaniom terenu”.
Rano jeździliśmy więc – pod wodzą nadzwyczaj uczynnego i kompetentnego Jarosława Krala, Czecha, pracującego w tamtejszej szkole narciarskiej – po twardych, dobrze wyratrakowanych wprawdzie, ale zmrożonych nocą trasach. Miejscami dość stromych, bo głównie czarnych i czerwonych. „Chamy”, pomimo szokującego niektórych rockera i kształtu dziobów, trzymały się na nich całkiem dobrze, a i na skrętność nie można było narzekać.
W wyższych partiach prószyło, więc można było przynajmniej wyobrazić sobie, jak zachowują się „Chamy” w świeżym śniegu: tak, jakby to on był dla nich stworzony. Tym bardziej żałuję, że nie było mi dane pojeździć na nich w głębokim puchu.
Potem spróbowaliśmy z Jarosławem uciec w nieco dzikszy teren – zbocza poza trasami były jednak już mocno pocięte śladami setek poprzedników i, co najgorsze, pokryte sporymi zlodowaciałymi grudami. Ale tu z kolei obszerne dzioby przynajmniej łagodziły zderzenia z „rynnami” i „kalafiorami”.
W końcu pod koniec dnia podczas zjazdu do doliny trzeba było zetrzeć się z mokrym wiosennym podłożem. W śnieżnej breji „Chamy” sprawowały się wręcz rewelacyjnie. Podczas gdy koledzy grzęźli w każdym skręcie i klęli na palące mięśnie, ja pomykałem lekko i swobodnie, bez oporów pozwalając sobie na stosunkowo, jak na tak ciężki śnieg i spore muldy, duże prędkości. Bo „Chamy” wchodziły w nie jak w masło.
Czyli sprawowały się tak, jak powinny. Producent zachwala bowiem tę „nową serię nart freeridowych” jako unikalną konstrukcję, „która zapewnia większą moc, stabilność i zwrotność we wszystkich warunkach śniegowych: od puchu, do zmrożonych tras”.
Ma to zapewnić tzw. profil lewitacyjny, czyli „nowa generacja w konstrukcji nart”. Po kolei: zastosowanie odwrotnego taliowania na dziobach i piętkach poprawia manewrowość i pozwala na szybką i łatwą zmianę kierunku w głębokim puchu. Długi i wydatny rocker, także wpływa na manewrowość w głębokim śniegu, a na dodatek zwiększa wyporność narty. Odwrotnie taliowana i płaska piętka ma gwarantować stabilność i ułatwiać utrzymanie kierunku w puchu.
Natomiast klasyczne taliowanie w środkowej części ma spowodować, że na „Chamach” bez problemu można wycinać skręty na przygotowanych, twardych, trasach. Temu celowi służy też tradycyjny camber: dzięki niemu krawędzie dobrze trzymają, a narta dostaje też w skręcie energii.
Tak czy tak, „Cham” są dużo bardziej przyjazne narciarzowi, niż poprzednia konstrukcja freeride’owa Dynastara, czyli model Legend. I dobrze, bo jazdy terenowej mogą dzięki temu spróbować nie tylko narciarze o mięśniach wyczynowców.