Saas Fee, czyli majestat Alp

To nie 150 km przygotowanych tras, gwarancja śniegu na lodowcach i słynne Metro Alpin, które zawozi gości do najwyżej, bo na 3500 m n.p.m., położonej restauracji obrotowej na świecie, czynią ze szwajcarskiego Saas Fee przednią stację zimową. Najważniejszy jest groźny majestat otaczających ją gór.

Do XIV w. w położonej w kantonie Wallis dolinie Saas była tylko jedna osada: Saas. Dziś wiosek jest cztery. W Saas Almagell wrażenie robi naturalna zapora Mattmark. Saas Balen słynie z późnobarokowego kościółka, który jest zabytkiem znanym w całej Szwajcarii, oraz z ryczącego potoku, przebijającego się między skałami przez sam środek miejscowości (przepływa on skądinąd z równą intensywnością także przez Saas Fee).

Saas-Grund jest z kolei świetnym punktem wypadowym do wędrówek wysokogórskich (w okolicy wytyczono 20 km zimowych szlaków) i bazą dla narciarskich rodzin – te mogą korzystać z urozmaiconych stoków obszaru Kreuzboden-Hochsaas (skądinąd prowadzi też z niego do wioski tor saneczkowy o długości 11 km).

Ale za perłę doliny uchodzi leżąca na jej krańcu (na 1800 m n.pm.) Saas Fee. Marketingowcy lansują ją nawet jako „perłę Alp”. Nie bez powodu.

Bo pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy gościom, jest właśnie autentycznie wysokogórska atmosfera wioski. Tworzą ją nie tylko wciąż zachowane szałasy pasterskie i domy z drewnianych beli z początku XX w. (niektóre służą dziś za hotele), ale też doskonale wkomponowane w krajobraz współczesne budynki (włącznie z lokalnym kościołem, z którego zgodnie korzystają katolicy i protestanci).

Swoje robi także zakaz ruchu samochodowego. Na uliczkach można spotkać jedynie elektryczne tramwaje i meleksy (to nimi dowożeni są goście do hoteli i pensjonatów oraz zaopatrzenie do sklepów i restauracji). Autobusy i samochody dojeżdżają jedynie na kraniec Saas Fee (tu ciekawostka: ze stacji kolejowej w Visp jechałem do Saas Fee publicznym Postbusem, a że był późny wieczór i intensywnie sypał śnieg, w Saas Grund musieliśmy poczekać chwilę na wezwany specjalnie pług-piaskarkę, który przetarł nam drogę na ostatnim, najbardziej stromym i krętym odcinku).

Lecz pewnie najważniejsze jest to, że Saas Fee otacza 18 (!) czterotysięcznych szczytów, z których każdy ma swój charakter i majestat. Można go docenić już z samej wioski. Lecz najwyraźniej potęgę miejsca czuje się, jeżdżąc na nartach po okolicznych zboczach – zwłaszcza tych lodowcowych, tuż przy kaskadach szczelin i seraków. Choć nawet bez nart można dotrzeć na Mittelallalin, czyli 3500 m n.p.m. (najpierw dzięki gondolom Alpin Express bądź najnowszej kolejce kabinowej Fellskinbahn, a potem poprowadzonym wykutym w skałach tunelem Metro Alpine).

Tam panoramę można podziwiać nie tylko z tarasu przed budynkiem kolei, ale też z Drehrestaurant Allalin, w której stoliki (podobnie jak choćby na słynnym Schilthorn) znajdują się na obrotowej platformie, pokonującej w ciągu godziny 360 st.).

Przy okazji można zjeść (za 15 CHF) chociażby czarkę Walliser Bauernsuppe, czyli warzywnego bulionu z „wkładką” w postaci laski mięsno-serowej (!) kiełbasy.

Ale upieram się: potęgi gór – i Saas Fee – najwyraźniej doświadcza się, kontemplując je wprost ze stoków stacji. Choćby właśnie tych wytyczonych z Mittellallm na Feegletscher, a potem w kierunku Morenii bądź Spielboden. Już jazda wzdłuż kaskad lodowcowych szczelin robi wielkie wrażenie, a na dodatek pomimo lodowcowego charakteru nie są to wcale wyłącznie płaskawe, by tak rzec, trasy.

Swoje mówi i to, że co bardziej strome ścianki Feegletscher są często używane do przedsezonowych treningów przez czołowych alpejczyków Pucharu Świata. Oto właściciel hotelu, w którym przyszło mi kwaterować, zdradził, że w minionych latach gościł Mikaelę Shiffrin, Petrę Vlhową i Henrika Kristoffersena. Nic więcej jednak – zgodnie z tradycją szwajcarskiej dyskrecji – nie chciał ujawnić (może prócz tego, że ekipa słowackiej mistrzyni liczyła siedem osób). Wymowne jest i to, że hotel Ambiente nie wyróżnia się spośród sąsiadów i wcale nie epatuje luksusem.

Niższe partie zboczy – co oznacza, przypomnijmy, poziom powyżej 1800 m n.p.m. – są też atrakcyjną areną do jazdy terenowej: nie grozi tam już wpadnięcie w szczelinę, a jakość śniegu właśnie z racji wysokości jest zwłaszcza po opadzie przednia.

Wszystko to sprawia, że narty w Saas Fee to rzecz poważna. Wprawdzie i pomiędzy Morenią (2550 m n.p.m.) a Felskinn (3000 m n.p.m.) wytyczono warianty dla początkujących, ale najlepsze są dla nich pólka w samej wiosce. A już na pewno w styczniu – z racji na częste opady ograniczające widzialność i mocno ujemne temperatury. Nowicjuszy (zwłaszcza rodziny z dziećmi) ograniczać może i to, że – w porównaniu do innych stacji – na stokach Saas Fee niewiele jest barów czy schronisk pozwalających na ogrzanie się, odpoczynek czy posiłek. Restauracje dostępne są tylko przy niektórych stacjach kolejek – bodaj jedynym wyjątkiem jest pięknie położona, bo na leśnej półce poniżej Spielboden, chata Gletschergrotte. Na dodatek jest tam i przytulnie, i relatywnie niedrogo – pożywną zupę gulaszową można zjeść za 11 CHF 😊 Stamtąd również widok na czterotysięczniki jest nie do zapomnienia.