Szwajcaria: rekordowo mało lawin

Minionego sezonu w Szwajcarii odnotowano najmniejszą liczbę ofiar lawinowych w ciągu 20 lat – podaje uznany w środowisku narciarzy pozatrasowych portal Pistehors.

Z siedmioma ofiarami lawin ostatnia zima okazała się najbezpieczniejszą w ostatnich dwóch dekadach, a także jedną z najlepszych pod tym względem w całym okresie rejestrowania takich wypadków. Przyczyna była prosta: śniegu w minionym sezonie spadło stosunkowo niewiele, co w połączeniu z relatywnie wysokimi temperaturami sprawiło, że jego pokrywa była zwykle w miarę stabilna.

Dość powiedzieć, że najniższy stopień zagrożenia lawinowego (czyli „jedynka”) obowiązywał przez dwukrotnie dłuższy okres niż średnio w minionej dekadzie. W efekcie wyższe stopnie (od „dwójki” po „czwórkę”, a więc od „umiarkowanego” przez „znaczne” po „duże”) obowiązywały pięciokrotnie rzadziej niż zazwyczaj.

Jednakowoż cienka warstwa śniegu na początku sezonu spowodowała, że później nawet niewielkie opady groziły zejściem samoistnych lawin. Tak stało się m.in. na początku marca, kiedy to ze zboczy nad osadą Vallon de Van w Valais zsunęły się spore masy śniegu i zmiotły kilka tamtejszych chat oraz szałasów. Szczęśliwie obyło się wtedy bez ofiar w ludziach.

Vallon de Van, marzec 2017 (fot. Pistehors.com)

Tak czy tak w styczniu i lutym lawiny pochłonęły po trzy osoby, w marcu zaś zginęła pod nimi jedna. Co też znamienne, spośród ofiar dwie zginęły w terenie, na którym obowiązywał „drugi” (czyli teoretycznie „umiarkowany”) stopień zagrożenia, a pięć – podczas „trójki” (czyli zagrożenia „znacznego”).

Charakterystyczne także, że trzy śmiertelne lawiny pojawiły się na stokach niewymienianych w komunikatach jako szczególnie zagrożone. I wreszcie: żadna z lawin nie pochłonęła więcej niż jednej ofiary śmiertelnej (w przeciwieństwie od dziewięciu ostatnich lat!), choć w dwóch wypadkach zasypanych zostało więcej osób. Świadczy to o mniejszych niż zwykle rozmiarach obsuwów.

Spośród siedmiu ofiar pięć to narciarze skitpourowi, a dwie – freeriderzy. Co też ważne: wprawdzie liczba ofiar śmiertelnych lawin spadła w ostatnim sezonie w porównaniu ze średnią długoterminową aż o 65 proc., lecz lawiny zagarnęły 148 osób, co stanowi już tylko 20 proc. poniżej owej długoterminowej średniej. Może to oznaczać, że lawiny były tej zimy mniej niebezpieczne, ale też – że uczestnicy wypraw byli lepiej przygotowani do akcji ratunkowych – bądź też zadziałały oba czynniki. (Szwajcaria słynie zarówno ze znakomitych analiz i prognoz lawinowych, których symbolem jest Institut für Schnee- und Lawinenforschung SLF w Davos, jak i z profilaktycznych akcji szkoleniowych, prowadzonych wśród tamtejszych narciarzy).

Analitycy Pistehors podsumowują: minioną zimę cechowały wyższe niż zwykle temperatury i niewielkie opady. Wprawdzie wczesny śnieg w listopadzie przyciągnął wielu narciarzy, ale nadzieje szybko się skończyły. Nadejście foehnów, czyli silnych i ciepłych wiatrów z południa (alpejskich halnych), sprawiło, że większość stoków pokryła ubita, więc stabilna, warstwa śniegu. Grudzień z kolei okazał się w Szwajcarii najbardziej suchym pod względem wilgotności powietrza miesiącem od czasu rozpoczęcia takich pomiarów.

Dość powiedzieć, że wiele stacji narciarskich uskarżało się wtedy na… kompletny brak warunków do jazdy. Równocześnie był to najzimniejszy miesiąc od 30 lat. Cienka warstwa śniegu pozostawała zatem normą przez kilka tygodni, zwłaszcza w niższych partiach i dolinach.

Znaczniejsze opady pojawiły się dopiero na początku marca. Ale o naprawdę poważnym śniegu można było mówić dopiero w… drugiej połowie kwietnia. Tyle że był to już kompletny koniec sezonu – w każdym razie z punktu widzenia menedżerów ośrodków narciarskich. A czy takie anomalnie pogodowe dadzą właścicielom stacji do myślenia (na przykład wpłyną na elastyczniejsze podejście do terminu zamykania stacji), to już inne pytanie.