W Alpy w maju, w Alpy w czerwcu (II)

W minioną niedzielę definitywnie w tym sezonie stanęły kolejki nie tylko w ostatnich niżej położonych stacjach zimowych Alp, ale i na niektórych lodowcach. W kilku miejscach wciąż jednak można jeździć na nartach.
Po prezentacji czynnych nadal lodowców austriackich, czas na pozostałe kraje alpejskie.

I tak w Szwajcarii jak zwykle okrągły rok działać mają wyciągi na tzw. Metterhorn Glacier Paradise. W rzeczywistości tamtejszy lodowiec nazywa się  Theodul, ale o jego sławie przesądza to, że położny jest nad jednym z najsłynniejszych górskich kurortów, czyli Zermatt, a u podnóża najpiękniejszej (nie tylko moim zdaniem zdaniem) góry świata, czyli samego Matterhornu.

Rolę gra i wysokość – trasy zaczynają się tu na 3882 m n.p.m., co pozwala zasadnie reklamować to miejsce jako „najwyżej położony obszar narciarski w  Europie”. Równocześnie dość oszczędni zwykle w emocjach Szwajcarzy pozwalają sobie w tym przypadku promować je sloganami w stylu „letnia przygoda: narty w bikini”.

W każdym razie, prócz wielkich widoków, atutem Metterhorn Glacier Paradise jest bez wątpienia jakość tamtejszego śniegu – nawet w lecie. Swoje robi także możliwość oglądania najlepszych alpejczyków świata, którzy często urządzają sobie tam treningi przed właściwym sezonem, nie bacząc nawet na to, że trasy w tym raju (przygotowuje się ich około 21 km) nie są zbyt strome.

Dopiero naprawdę późną wiosną i już w pełni lata będzie można natomiast pojeździć we Włoszech. W tym sezonie oferują one bowiem tylko jeden lodowiec – Stelvio w okolicach Bormio.

Jego specyfiką jest to, że zimą wyciągi tam nie działają. Ruszają dopiero pod koniec maja (w tym roku 24 maja) i pracują do początków listopada.

Stelvio promuje się jako „największy letni obszar narciarski w Europie”. Slogan jest nieco naciągany, ale tak czy tak jest tam 20 km tras wytyczonych pomiędzy 2760 a 3400 m n.p.m. Obsługują je dwie kolejki linowe i osiem orczyków, a goście kwaterują najczęściej w hotelach na samym lodowcu, choć oczywiście można nań dojeżdżać także samochodem, mieszkając chociażby właśnie w  Bormio (piękne stare miasto!) – pod lodowcem przebiega bowiem stara, wybudowana na początku XIX stulecia, droga łącząca Tyrol z Lombardią. Ona z kolei zimą jest zamknięta – nie bez powodu: to druga pod względem pokonywanej wysokości szosa na kontynencie (biegnie przez przełęcz Stelvio, leżącą na 2757 m n.p.m).

Drugi z działających dotąd latem włoskich lodowców, czyli Hochjoch nad południowotyrolskim Maso Corto/Kurzras w tym roku najprawdopodobniej nie będzie udostępniony dla narciarzy. Od lutego tamtejsze kolejki mają nowego właściciela, który obiecuje… i obniżkę cen, i poprawę infrastruktury. Być może to właśnie inwestycje spowodowały, że wyciągi na Hochjoch minionej niedzieli stanęły. Od połowy czerwca wznowi wprawdzie pracę tamtejsza kolejka linowa, wywożąca gości z Maso Corto na wysokość 3212 m n.p.m. oraz wyciąg krzesełkowy Lazaun, lecz mają one służyć – co podkreślają ogłoszenia w stacji – jedynie aktywności turystycznej. Szefowie ośrodka zapraszają za to na „jesienne narty” – nie podają jednak żadnych terminów.

Szczęśliwie są jeszcze lodowce we Francji, choć i tam pula dostępnych latem narciarzom ostatnio się skurczyła. Ale o tym następnym razem.