Na Chopoku ciągle śnieg! Na Łomnicy zresztą też
Choć tegoroczna zima piękna nie jest, w najważniejszych narciarskich miejscach Słowacji, czyli na Chopoku i Tatrzańskiej Łomnicy, wciąż zalega śnieg.
Doświadczałem tego przez cztery dni tego tygodnia w doborowym gronie koleżanek i kolegów dziennikarzy oraz prezesa Polskiego Związku Narciarskiego Adama Małysza (choć p. Adam jest mistrzem narciarskich skoków, to i na zjazdówkach radzi sobie całkiem, całkiem, i to w różnych warunkach – choćby na zmuldzonych fragmentach tras).
Formalnie w Jasnej odbyć się miało SKI Closing Nekera, czyli zamknięcie sezonu organizowane przez biuro podróży przywożące tam każdej zimy wielu rodaków (jak dowodzą statystyki zarówno państwowej organizacji promocyjnej Slovakia Travel, jak i właściciela instalacji narciarskich i hoteli, czyli spółki Tatry Mountain Resorts, Polacy stanowią obecnie 30 proc. gości korzystających ze stoków Jasnej – a zatem przyjeżdża tam ich tylu, ilu Słowaków, i dużo więcej niż innych nacji). Okazało się jednak, że o żadnym zamknięciu mowy nie ma – na nartach na Chopoku będzie można jeździć przynajmniej do świąt wielkanocnych, a zapewne i nieco dłużej.
Dość powiedzieć, że choć niektóre niżej położone trasy Chopoka (np. rejon Zahradek) trzeba było już zamknąć, to od poziomu Bielaj Puti (a więc ok. 1120 m n.p.m.) śnieg jest.
Więcej, jako że temperatura spadała do -10 st. C, można było stoki przynajmniej w newralgicznych miejscach dośnieżać. Lance całymi nocami pracowały na pełną parę w niższych partiach tras (przy dolnych stacjach kolejek), ale też – i to nawet w ciągu dnia! – wyżej (w okolicach Lukovej, a więc na niemal 1700 m n.p.m.).
Na północnych zboczach jest – pomimo wiosennego słońca – dość twardo przez cały dzień (zwłaszcza na czerwonej trasie nazwanej Petra Vlhova, ku czci tyleż lokalnej, co światowej mistrzyni – bo stok ten specjalnie przygotowywano przed styczniowymi zawodami alpejskiego Pucharu Świata, co czuje się do dziś).
Pod koniec dnia pojawiają się też fragmenty lodowego podkładu – wtedy jednak warto pamiętać, że z czasem najlepsze warunki pozostają na skraju tras.
Oczywiście wskoczyłem też off piste. Puchu nie było, zdarzały się twarde miejsca, ale kto potrafi czytać śnieg, da sobie radę – będzie wyzwanie, a więc i zabawa.
A już pełna frajda była po stronie południowej. Tam nawet najtwardsze miejsca na ratrakowanych trasach pod promieniami słońca szybko stawały się bezproblemowe. Z upływem czasu pojawiały się wprawdzie garby i obsuwy, lecz wtedy bajkowo było poza trasami. Dość powiedzieć, że to kolejny sezon z rzędu, kiedy na Chopoku doświadczyłem śniegu marzenia, czyli firnu. Minionej zimy miałem okazję jeździć po nim w okolicach otwartego po latach legendarnego orczyka Zadnie Deresze (co tu wtedy – w ramach dłuższej opowieści o historii nart na Chopoku – opisałem).
Teraz firn znalazłem powyżej obszaru Kosodrevina – na wielkich połaciach pod prowadzącą na sam szczyt gondolą A2. Co więcej, pomimo wiosennego słońca i południowej ekspozycji przy odrobinie uwagi i doświadczenia w rozpoznawaniu jakości śniegu dało się tam jeździć off piste praktycznie cały dzień – sam w środę opuściłem ten raj ok. 14:30.
Wniosek jest jeden: na Chopoku wiąż można znakomicie – zwłaszcza jak na tę zimę – pojeździć.
Osobną przygodą był wypad do Tatrzańskiej Łomnicy. Tam jest jeszcze wyżej – krzesełka Skalnaté pleso-Lomnické sedlo obsługują obszar pomiędzy 1787 a 2196 m n.p.m. I choć to południowy stok, to wysokość oraz naturalny śnieg powodują, że warunki są tam wciąż godne uwagi.
Zwłaszcza że spore początkowo nachylenie trasy na wielu potencjalnych chętnych działa odstraszająco. Trudny też był w Łomnicy off piste – a to przez twarde podłoże i gęste lodowe grudy, zwane potocznie kalafiorami.
Z kolei zjazdy na trasach położonych poniżej Skalnatego plesa wymagały, przynajmniej od południa, umiejętności jazdy w miękkim śniegu i po terenie z obsuwami. Lecz przecież i takie wyzwanie można potraktować jako przyjemność. Zresztą zawsze można zacząć dzień wcześnie rano – a wtedy warunki są zachwycające.
Nie warto już tylko próbować zjechać do samej osady – szkoda ślizgów. Odcinek najlepiej pokonać starą gondolą.
Zapewne także w Łomnicy będzie można jeździć długo. Tym to cenniejsze, że w Polsce pozostał narciarzom w zasadzie tylko Kasprowy.