Filzmoos, czyli narty, balony i bitwa na śnieżki (II)
Jak już tu wspominałem, kameralna osada Filzmoos w Ziemi Salzburskiej (SalzburgerLand) oferuje swoim gościom nie tylko narty na, co ważne, niezatłoczonych stokach, ale także rakiety, balony i bój na śnieżki.
Filzmoos może uchodzić za pioniera coraz dziś modniejszego modelu łączenia w ośrodku zimowych nart właśnie z innymi atrakcjami.
I nie chodzi tylko o zjazdy saneczkowe, choć terenowy i stosownie kręty tor z górnej stacji krzesełek na Kleinbergalm do doliny gwarantuje emocje i frajdę nie tylko dzieciom, ale i rodzicom. A nawet dziadkom i babciom.
Ani nawet o naprawdę przednie możliwości wypraw na rakietach – tu najlepiej z wyjaśniającymi tajniki tej techniki poruszania się po górach w głębokim śniegu i znającymi miejscowe wykroty przewodnikami. Sam pokonałem leśną trasę z Schwaigalm na Kleinbergalm, podczas której można cieszyć się pięknymi widokami i obezwładniającą ciszą, ale i ukrytym pod śniegiem w wysokich górach (idzie się wszak na poziomie ponad 1300 m n.p.m.) między drzewami Czarnym Stawem, opiewanym w miejscowej legendzie jako miejscu ukrytego skarbu – i tragicznej historii trzech braci, którzy postanowili go zdobyć.
Bo największym bodaj hitem Filzmoos są – i to od 45 lat – … balony. A w zasadzie możliwość odbycia lotu nad Alpami, w tym lodowcem Dachstein. Każdego dnia od Bożego Narodzenia do Wielkanocy – o ile oczywiście pozwala pogoda – w niebo wzbijają się napędzane ogrzanym powietrzem wielkie, kolorowe czasze z podwieszonymi koszami.
Każdy może pomieścić oprócz pilota, nawet i szesnastu, zwykle na początku lekko przerażonych, a z czasem zawsze zachwyconych, pasażerów. Balon, którym leciała nasza załoga, wzniósł się na poziom 3005 m n.p.m. (na wypadek problemów, jakie mają niektórzy z wysokością, na pokładzie jest butla z tlenem medycznym). Mogliśmy podczas lotu ze szczególnej, bo niebiańskiej perspektywy podziwiać zbocza otaczające wioskę, ale też Bischofsmütze – ikoniczną, z racji charakterystycznego kształtu i majestatu, górę okolicy, pasmo słynnego lodowca Dachstein, a w końcu stoki Schladming ze słynną trasą nocnego slalomu Pucharu Świata.
Nie sprawdziły się obawy co niektórych dotyczące temperatury – choć w dolinie mróz osiągał 15 st. C, w balonowym koszu było wręcz gorąco, zwłaszcza gdy pilot odkręcał manetkę gazu, by wzmocnić płomień ogrzewający powietrze w czaszy, abyśmy mogli wznieść się wyżej i wyżej. Samo zaś lądowanie okazało się perfekcyjne – dość powiedzieć, że udało się posadzić kosz bezwstrząsowo najpierw na zaśnieżonej łące pod Schaldming właśnie, a potem na pace terenowego samochodu transportowego. Osobną atrakcją okazało się wspólne zwijanie wielkiej czaszy i pakowanie jej na auto.
Wyprawę wieńczy wprowadzający do międzynarodowej społeczności balonowej „chrzest”. Polega na podpaleniu kępki włosów adepta (oczywiście na pamiątkę ognia napędzającego balon), ugaszeniu płonących kudłów szampanem i wręczeniu stosownego certyfikatu. Cena niemal trzygodzinnego lotu to niespełna 300 euro.
Kulminacyjnym momentem balonowego sezonu jest zaś Balloon Week Filzmoos organizowany zwykle w połowie stycznia – tej zimy gościło na nim 50 ekip balonowych z 15 krajów świata. W jego ramach odbywa się – prócz lotów – Noc balonów, gdy można obejrzeć pokaz balonów unoszących się do dźwięków muzyki w niemal tanecznym stylu. A że towarzyszyć temu musi stosowne dozowanie podgrzewających je płomieni gazu, nocne widowisko jest podobno niebywałe.
Filzmoos czeka tej zimy jeszcze jedno wydarzenie: otóż wioska gościć będzie pierwsze międzynarodowe mistrzostwa Austrii w bitwie na… kulki śnieżne. Sportowy charakter zabawie nadali Japończycy – to oni ustanowili precyzyjne reguły walki zwanej Yukigassen (po japońsku: 雪合戦). Rychło stała się popularna w całej Azji. Powstały nawet narodowe reprezentacje w tej dyscyplinie, a na Hokkaido zaczęto rozgrywać mistrzostwa świata. Z czasem Yukigassen zyskała też popularność w Skandynawii (mistrzostwa Europy odbywają się w fińskim Lapland). Między 21 a 23 marca Filzmoos gościć zaś będzie ekipy z całego świata na pierwszych międzynarodowych mistrzostwach Austrii.
Nie sposób wreszcie w opowieści o Ziemi Salzburskiej nie wspomnieć o kuchni. Region słynie wśród samych Austriaków jako trzymający najwyższe standardy jakości używanych w kuchni produktów, ekologiczne zwłaszcza. Naturalnie przekłada się to na poziom serwowanych potraw. Trzeba się tu nastawić na dania znane w całych austriackich Alpach – knodle (wątrobiane, szpinakowe, klasyczne) w bulionie, spaetzli (czyli kluseczki zapiekane z górskim serem i speckiem), roesti (smażone starte bądź pokrojone w plastry ziemniaki okraszone sadzonym jajkiem na specku), wreszcie ciepły Apfel Strudel lub legendarny Kaiserschmarrn, czyli rwany omlet z rodzynkami (nasączonymi sznapsem choćby), posypany cukrem pudrem w towarzystwie musu jabłkowego bądź, lepiej!, śliwkowego. Górskie chaty i restauracje Filzmoos wyróżnia wybór potraw z mięsem jelenim.
Szczególnie warto odwiedzić dwa miejsca: górski zajazd Unterhof Alm na krańcu doliny – niemal pod samym Bischofsmütze. Zimą najłatwiej dotrzeć tam kuligiem (autom wjazd jest wzbroniony) – sanna leśną drogą trwa niemal godzinę. Klimat tworzy i kulig (z racji mrozu wzmacniany sznapsem woźnicy), i nocny majestat Bischofsmütze, i to, że zajazd mieści się chacie liczącej 250 lat… Miejsce drugie to restauracja hotelu Bischofsmütze w samym centrum Filzmoos – bo baraniny tak zacnej, jak serwują tu, nie jadłem dawno. O carpaccio z jelenia nie wspominając.