Powrót z pięknego śniegu

Pisałem tu niedawno – na podstawie własnej wyprawy do lombardzkiej Santa Cateriny – że wbrew sensacjom polskich mediów o katastrofalnym braku śniegu tej zimy są jeszcze w Europie miejsca, gdzie wcale nie jest tak źle. Pora na relacje z powrotu, która może być kolejnym miniraportem o stanie zaśnieżenia kontynentu.

Przejechałem w weekend cztery alpejskie kraje i kilka ich stacji zimowych.

W górach Włoch – Santa Caterinie, Bormio, Issolacci i Livigno – ze śniegiem problemów nie było. Dość powiedzieć, że – po opadach na początku tygodnia – w czwartek i piątek zbocza Santa Cateriny pozwalały na piękną jazdę – zwłaszcza że nawet na wyratrakowanych trasach tłumów nie było. Przy odrobinie uwagi i starannej obserwacji śniegu dało się też znaleźć ładne linie w terenie. Prognozy mówiły na dodatek o nadchodzącym mrozie.

Santa Caterina, piątek 13 stycznia

W sobotę, wracając z Włoch, przejeżdżałem przez szwajcarskie Scuol – i było tam lepiej niż przed tygodniem. Pod gondolą kursująca z osady na górujący nad nią masyw jeździć się wprawdzie jeszcze nie dało, ale na szczycie było już pięknie biało. Warstwa świeżego puchu pokrywała zresztą cały szwajcarski fragment mojej podróży – od tunelu Munt La Schera po granicę z Austrią.

Dopiero tam było nie najlepiej – w Tyrolu (a przynajmniej tej jego części) faktycznie śniegu wyraźnie brakowało… Biało było jedynie w szczytowych i naturalnie lodowcowych partiach tyrolskich Alp.

Niemal zupełna klapa zapanowała zaś w bawarskim Garmisch-Partenkirschen. Nie bez powodu właśnie w minionym tygodniu odwołano zjazd i gigant mężczyzn alpejskiego Pucharu Świata, które miały się odbyć na słynnej trasie Kandahar w ostatni weekend stycznia. A w Monachium było w niedzielę 12 st. C. Plus 12. I padał deszcz.