Są jeszcze śniegi w górach

Polskie media zalały ostatnio sensacyjne doniesienia o dramatycznym braku śniegu w kurortach narciarskich. Szczęśliwie nie jest tak źle.

Tak się złożyło, że w ostatnich dniach przejeżdżałem przez kilka znanych ośrodków zimowych, zmierzając do lombardzkiej Santa Cateriny Valfurva – od lat jednego z moich ulubionych miejsc narciarskich wakacji. Po drodze ze śniegiem – jak na pierwszy weekend stycznia – nie było idealnie, ale bynajmniej też nie katastrofalnie. A u celu podróży wręcz całkiem przyzwoicie.

Po kolei zatem. W zimowej stolicy Bawarii, czyli Garmisch-Partenkirschen, można było w sobotę zjechać nartostradami do samej doliny. Podobnie było w nieodległym tyrolskim ośrodku Zillertal Arena. W szwajcarskim Scuol było gorzej, ale miejscowa gondola wywoziła narciarzy na górujący nad osadą masyw, gdzie też dało się jeździć.

W położonym tuż za szwajcarsko-włoską granicą – i popularnym w Polsce – Livigno otwarta była większość tras i również dało się zjechać do samego miasteczka. Korzystały z tego tłumy – głównie Włochów, znanych przecież z tego, że wybierają się na narty zwykle wtedy, gdy są dobre warunki. W Isolacci było podobnie. Tak samo w Bormio, gdzie zresztą dopiero co rozegrano zawody alpejskiego Pucharu Świata.

A w samej Santa Caterinie warunki śniegowe są – przynajmniej jak na tę zimę – znakomite. W niedzielę dało się korzystać z większości tutejszych tras – łącznie z pucharową Compagnoni (jedynym kłopotem było to, że rozgrywano na niej zawody, ale równocześnie gwarantowało to poziom przygotowania stoku). Zamknięty był jedynie równoległy – i podobnie trudny – wariant Adler. Nie działał też stary wyciąg krzesełkowy z głównej arterii wioski – tu jednak powodem są plany jego radykalnej modernizacji.

Na dodatek wieczorem zaczęło padać – w poniedziałek rano okolica pokryta była ok. 15-centymetrową warstwą świeżego śniegu. Padało do południa, więc jazda była przednia.

Santa Caterina Valfurva, poniedziałek 9 stycznia (fot. Krzysztof Burnetko)

Można było nawet spróbować ostrożnych linii w puchu poza trasą. Lokalne prognozy mówią o kolejnych opadach w czwartek.

Wniosek jest tyleż prosty, co oczywisty i znany: jadąc na narty, warto sprawdzić informacje u źródeł.