Mount Everest nie tym razem

Po sześciu tygodniach pobytu pod Mount Everest Andrzej Bargiel ogłosił, że jest „zmuszony podjąć decyzję o zakończeniu akcji górskiej”. Pogarszająca się pogoda znowu nie pozwoliła na podjęcie odpowiedzialnej próby zdobycia najwyższej (liczącej wedle najnowszych pomiarów 8 849 m n.p.m.) góry Ziemi bez użycia tlenu i zjechania z niej na nartach.

„Prognoza na kolejne dni i tygodnie pogarsza się, przewiduje duże opady śniegu oraz wzmagający się wiatr, które nie dają możliwości realizacji celu odpowiedzialnie i bezpiecznie. Niestety najbardziej rozsądną decyzją jest zakończenie wyprawy” – napisał w przesłanym z bazy komunikacie znakomity himalaista i narciarz ekstremalny.

Jego sylwetki, podejścia do gór i dokonań przypominać tu nie trzeba – „W śniegu i po śniegu” towarzyszy im od 2013 r., kiedy Jędrek, pochodzący z Łętowni 25-latek, ogłosił pomysł przedsięwzięcia „Hic sunt leones”. Pod tą łacińską sentencją – oznaczającą nieodkryte krainy – skrywa się plan zakładający zjazdy na nartach z najwyższych szczytów Ziemi.

Potem nie tylko opisywałem tu kolejne jego wyprawy w ramach Hic sunt leones – a więc m.in. wejścia, a potem zjazdy ze „środkowej” Shishapangmy w 2013 r., Manaslu w 2014, Broad Peak w 2015, pokonanie w rekordowym czasie pięciu siedmiotysięcznych szczytów Śnieżnej Pantery w 2016, a wreszcie zdobycie z użyciem nart K2 w 2018. Relacjonowałem też spowodowane złą pogodą odwroty – jak ten spod K2 w 2017 i Everestu w 2019 r.

Przedstawiałem wreszcie prezentowaną przez Andrzeja Bargiela filozofię gór, której podstawą jest szacunek dla natury oraz odpowiedzialność za życie i zdrowie – zarówno własne, jak i ekipy (skądinąd miałem frajdę jeździć kiedyś z Jędrkiem na nartach w puchach tyrolskiego Heiligenblut i naocznie przekonać się, jak dba o bezpieczeństwo towarzyszy eskapad).

Warunki na Evereście musiały być zatem faktycznie na tyle trudne, że ryzyko było zbyt duże. Tym razem wyprawa musiała ograniczyć się do kilku wyjść aklimatyzacyjnych i próby ataku szczytowego w środę 28 września, która z uwagi na silny wiatr została przerwana. Andrzej Bargiel i towarzyszący mu Janusz Gołąb spędzili wtedy trzy noce w obozie drugim, czekając na poprawę pogody. Nieustający silny wiatr i duże zachmurzenie nie pozwoliły na kontynuację wspinaczki, w związku z czym wrócili do bazy, gdzie zapadła decyzja o zakończeniu ekspedycji. Lecz przecież Everest nie zniknie i niewykluczone, że Jędrek nań wróci.