Różne twarze Kasprowego
Od minionego weekendu Polskie Koleje Linowe kuszą promocyjnymi cenami na wyciąg w Kotle Gąsienicowym. Równocześnie jednak na Kasprowym w najlepsze trzyma się duch realnego socjalizmu w podejściu do klienta.
„Serdecznie zapraszamy narciarzy na Kolej Linową Gąsienicową: CENY PROMOCYJNE!!!” – ogłoszenia takie pojawiły się masowo w Kuźnicach i na samym Kasprowym. Faktycznie: dotąd tzw. przejazd punktowy krzesełkami z Kotła Gąsienicowego na szczyt kosztował 6,5 zł, a karnet całodzienny – 90 zł. Od soboty na przejazd punktowy wystarczy 5 zł, na kartę dzienną – 70 zł, a popołudniową – 50 zł.
Ekstra ceny mają obowiązywać „do odwołania”.
Być może jednak PKL uznała, że sezon już się skończył (identyczne stawiki miały bowiem obowiązywać dopiero od 19 kwietnia, czyli o okresie nazywanym „poza sezonem”). Zwłaszcza, że do tej pory podczas tej zimy nie ruszył wyciąg w Kotle Goryczkowym, bo śniegu na Kasprowym było jak dotąd niewiele (szczęśliwie ostatnio nieco go przybyło – teraz pokrywa sięga 120 cm).
Niewielu było także w niedzielę na Kasprowym narciarzy (choć wciąż w niektórych województwach trwają ferie). Dość powiedzieć, że gdy zjawiłem się w Kuźnicach o godz. 7.15 przede mną przed kasą stał ledwie jeden chętny na wyjazd narciarz.
Tyle że już tu pojawił się problem z wciąż obecną tam przeszłością.
Na Kasprowym – ukochanej Górze czasów licealnych i studenckich – ostatni raz byłem dobre kilka lat temu. Nie miałem okazji jechać ani nową kolejką, ani nowymi krzesłami. Nadzieje na odmieniony Kasprowy były więc (mimo nieczynnej Goryczkowej) olbrzymie.
Tymczasem rzeczywistość przypominała dawne, PRL-owskie, czasy. Pracownik PKL dopiero odśnieżał po nocnym opadzie schody i chodniki prowadzące do budynku kolejki, więc pierwsi chętni do wyjazdu musieli brnąć w zaspach. Kasę otwarto kwadrans po terminie. Można więc było do woli analizować – napisany z błędami logicznymi i okropną polszczyzną – regulamin PKL. I zastanawiać się, czy cena 32 zł za wyjazd nie jest aby wygórowana.
Kiedy zaś wyjechałem na szczyt, okazało się, że krzesełka nie kursują (choć powinny wystartować o 8.00). Ruszyły dopiero tuż przed godziną 10 – tyle czasu było podobno niezbędne do przygotowania trasy oraz wyciągu. Tyle że świeżego śniegu nie napadało akurat na górze tej nocy zbyt wiele (więcej dosypało dopiero teraz). Trasa zresztą nie została bynajmniej perfekcyjnie utwardzona, bo dość szybko pojawiły się wymuldzenia i odsłoniły połacie lodu (zwłaszcza na stromym odcinku przy stacji górnej oraz w tzw. szyjce przy dojeździe do stacji dolnej). Pytanie naturalnie, dlaczego ratraki nie zaczęły pracować wcześniej.
Nie mówiąc o tym, że także obsługa wyciągu mogła wcześniej odśnieżać krzesełka, a zajęła się tym dopiero, gdy ratraki zjechały ze stoku. W efekcie klienci musieli czekać kolejne kwadranse. Mogli to czynić w Dominium Pizza, bo teraz to ta sieć okupuje restaurację na Kasprowym Wierchu. Szczęśliwie, prócz pizzy, są tam też bardziej tradycyjne dania, choć ceny odpowiadają wysokości (herbata – 7, 5 zł). Ale obsługa jest uprzejma i sprawna.
Tak czy tak, nowy Kasprowy jest nowy tylko częściowo. Tak samo moje nadzieje związane z tą górą spełniły się połowicznie.
Na dodatek okazuje się, że oddala się decyzja o udostępnieniu narciarzom i snowboardzistom obszarów poza wytyczonymi trasami. Chodzić miało o stok Pośredniego Goryczkowego oraz Beskidu (por. „Może większy Kasprowy!”, 7 stycznia 2010 r. , „Wciąż czekamy na Kasprowy”, 13 stycznia 2010 r. oraz „Narciarze! Do konsultacji!”, 22 stycznia 2010 r.). Analizy przeprowadzone przez ekspertów Tatrzańskiego Parku Narodowego dowodziły, że nie zaszkodzi to środowisku. Jednak ekolodzy z organizacji pod nazwą Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot twierdzą, że konieczne są dodatkowe raporty i konsultacje.
W najbliższy czwartek dyrekcja TPN wyda w tej sprawie oficjalny komunikat.