Ferie? Żadne Alpy
W efekcie, łagodnie mówiąc, zachowawczości Ministerstwa Zdrowia polskim uczniom może być trudno tej zimy spędzić ferie na nartach w Alpach. A w tym akurat przypadku resort mógłby śmiało wystąpić przed szereg…
Zacznę od własnej historii. Chciałem właśnie wybrać się z synem na narty – najpierw do, jak czytałem, pięknego w swojej zaciszności Wildschonau w Alpach tyrolskich, a potem do tak samo pięknej i zacisznej Santa Cateriny Valfutva w Lombardii (to nasze od lat sekretne miejsce).
Obaj jesteśmy – jak na polskie standardy – modelowo wyszczepieni: ja przyjąłem trzy dawki Pfizera, Kuba – dwie, czyli wszystkie, które wedle rodzimych regulacji może przyjąć niepełnoletni jeszcze (bo liczący 17 wiosen) nastolatek.
Okazuje się jednak, że aby wjechać do Austrii, potrzeba tej zimy legitymować się certyfikatem potwierdzającym przyjęcie trzech dawek szczepionki – w innym wypadku, by uniknąć kwarantanny, konieczne jest okazanie wyniku testu PCR. Oznacza to, że Kuba musi wykonać w kraju przed wyjazdem taki test – oczywiście prywatnie, czyli za minimum 350 zł.
I nieważne, że gdyby tylko była taka możliwość, przyjąłby trzecią dawkę, bo właśnie upłynął wystarczający czas (aż 180 dni) od przyjęcia dawki drugiej. Rzecz w tym, że decydenci z resortu zdrowia nie podjęli dotąd żadnych decyzji co do możliwości szczepień tzw. dawką przypominającą także młodzieży. Urzędnicy mówią, że czekają na opinię Europejskiej Agencji Leków. Dociskany przez media rzecznik resortu obwieścił właśnie, że jeśli będzie pozytywna, to być może uda się wystartować z przypominającymi szczepieniami pod koniec stycznia. Trochę późno. I chodzi nie tylko o narty, ale też o sprawę ważniejszą, bo o postępujące przecież z czasem osłabienie skuteczności pierwszych dwóch dawek. Więcej, w Stanach Zjednoczonych stosowna decyzja już zapadła (razem zresztą z rekomendacją skrócenia także u młodzieży przerwy między dawką drugą a trzecią do pięciu miesięcy).
Jeszcze gorzej wyglądać może sytuacja polskich nastolatków chcących spędzić ferie na nartach we Włoszech. Oto, jak alarmuje „Gazeta Wyborcza”, powołując się na obsługujące ten kraj stołeczne biura podróży, od 1 lutego skrócona tam zostanie ważność certyfikatów potwierdzających dwukrotne zaczepienie.
Przypomnijmy: już teraz hotele, obiekty noclegowe, stołówki, uzdrowiska, transport publiczny, a także wyciągi narciarskie dostępne są we Włoszech tylko dla osób z tzw. Green Pass 2 (we Włoszech funkcjonującym pod nazwą Super Green Passu). Potwierdza on przyjęcie przynajmniej dwóch dawek szczepionki lub przebycia choroby (w ostatnich sześciu miesiącach). Jest to skrupulatnie przestrzegane, o czym przekonałem się niedawno w Madonnie di Campiglio.
O ile jednak na razie certyfikat szczepionkowy ważny jest we Włoszech przez dziewięć miesięcy od przyjęcia drugiej dawki, o tyle od 1 lutego (a więc drugiego dnia ferii zimowych w województwach dolnośląskim, mazowieckim, opolskim, zachodniopomorskim) okres ten ma zostać skrócony – odtąd certyfikaty honorowane będą jedynie przez sześć miesięcy od zaszczepienia. Można je wprawdzie przedłużyć na kolejny okres, przyjmując dawkę przypominającą – ale przecież nastoletnia młodzież w Polsce jak na razie nie może po raz trzeci się zaszczepić.
Jeśli więc resort zdrowia dalej będzie zwlekał z zezwoleniem na szczepienia przypominające młodzieży, będzie ona w dużej mierze (przynajmniej w przypadku tych województw, w których ferie zaplanowano na luty) skazana na narty w legendarnej już Białce Tatrzańskiej.
Podkreślmy: problemem nie są antypandemiczne rygory wprowadzane przez rządy Austrii czy Włoch – każde państwo ma wszak prawo (i obowiązek) chronić obywateli przed zarazą. Winna zamieszania jest zachowawczość i strach przed decyzjami rządu w Warszawie. Bo akurat w tym przypadku mógłby wystąpić przed szereg i znaleźć się w awangardzie, a nie ariergardzie (czy po prostu w ogonie) walczącej z pandemią Europy – argumentów za umożliwieniem młodzieży wzmocnienia odporności jest aż nadto.