Król tatrzańskich tragarzy
Kiedy w 1999 r. Ladislav „Laco” Kulanga obchodził 50-te urodziny, mógł też akurat świętować… milion kilogramów jedzenia i innych towarów, które na własnych plecach wniósł do najtrudniej dostępnych tatrzańskich schronisk. Dziś „król tatrzańskich tragarzy” prowadzi prostą, acz stylową, Skalnatą Chatę nieopodal trasy zjazdowej ze Skalnatego Plesa w Tatrzańskiej Łomnicy. I chętnie opowiada o swoich Tatrach.
Dlatego podczas narciarskiej wyprawy do Tatrzańskiej Łomnicy warto zrobić sobie przerwę na wizytę u słynnego „nosicza” i „chatara”. Wystarczy po wyjściu z górnej stacji kolejki na Skalnate Pleso odbić jakieś 100 metrów w lewo (Chatę widać zresztą z wagonika gondolki, a i prowadzą do niej drogowskazy).
Już w sieni można zobaczyć nosidła, których używał Laco: to rodzaj drewnianych drabin (większa ma jakieś 2 metry wysokości, mniejsza – ok. 1,5 metra) z paskami służącymi do zamocowania ich, niczym gigantycznego plecaka, na ramionach. Mają też troki do przywiązywania wnoszonego towaru. W samej sali restauracji wiszą liczne zdjęcia pokazujące, że Laco potrafił na swoje nosidła założyć, przykładowo, po dwie skrzynki pełne butelek z napojami, małą (25 litrów) beczułkę piwa, dwie butle z gazem oraz… dwa średniej wielkości plecaki.
Laco Kulanga ze swoimi nosidłami
Jest też opis jego tragarskich rekordów. Z leżącego nad Startym Smokovcu na wysokości na 1250 m n.p.m. Hrebienoka do Zbójnickiej Chaty (czyli na 1960 m n.p.m.) wniósł swego czasu ładunek 139 kg , do Chaty Terycho (na 2015 m .n.p.m.) – 151 kg, a do Chaty Zahorskogo (na 1475 m n.p.m.) – 207, 5 kg!
Zanotował także nie mniej spektakularne zejścia – ze swojej Skalnej Chaty choćby (leżącej na 1730 m n.p.m.) zniósł na poziom tzw. Startu (1170 m n.p.m.) ładunek ważący 211 kg. A w 1998 r. wniósł ze Startu do Skalnej Chaty 176 kg.
Laco wspomina, że pierwszy raz poszedł w Tatry w roli nosicza (czyli tragarza), gdy miał 17 lat. Wtedy nie było wielu kolejek, nikt nie myślał też o skuterach śnieżnych, więc do wysokogórskich schronisk jedzenie i inne potrzebne towary trzeba było dostarczać na ludzkich plecach. Opowiada też chętnie, sącząc ulubione piwo (wódki, i to nawet borovicki, nie pija) o detalach takiej pracy – i o samych Tatrach.
Serwuje przy tym świetne jedzenie – polecam olbrzymią miskę przedniej fasolowej (za 2,6 euro).