Cesarstwo dla najmłodszych (i nieco starszych)
To moje rodzinne odkrycie minionego sezonu. A tej zimy ma tam być jeszcze lepiej.
SkiWelt Wilder Kaiser Brixental to jeden z najrozleglejszych ośrodków nie tylko Tyrolu, ale i całej Austrii. Obejmuje pasmo wzgórz między turniami Wilder Kaiser (na północy) a doliną Brixen (na południu) niedaleko autostrady Monachium-Innsbruck.
Niezależnie od którego, z której stacji obszaru się wystartuje – z Söll, z Scheffau, z Ellmau czy z Going – zawsze na horyzoncie pojawiają się kolejne kuszące wzniesienia.
Nawet więc otrzaskani z górami mogą się pogubić. Miejscowi radzą, by się nie przejmować, bo zawsze w końcu da się zjechać do doliny (i wrócić na kwaterę skibusem). Na wszelki wypadek od stycznia ma zostać uruchomiona aplikacja na komórki i inne e-urządzenia (w tym specjalne gogle zaopatrzone w miniwyświetlacz): będzie identyfikować położenie narciarza i wskaże najlepszą trasę do wskazanego celu (oraz okoliczne restauracje i inne atrakcje). Polecenia odbierać można będzie wzrokowo, a niewykluczone, że i przez słuchawki.
To tylko jedno z udogodnień. O najważniejsze zadbała sama natura: podłożem stoków jest tu zwykle miękka trawa, nie zaś, jak gdzie indziej, skały. Ułatwia to przygotowanie tras – by dało się jeździć, wystarczy, że trawiasty teren pokrywa ok. 20 cm ubitego śniegu (a przy sprzyjającej temperaturze i wilgotności na większości obszaru można zapewnić to w 48 godzin). Bo choć położenie w słynnych z opadów Alpach Kützbuhelskich daje duże prawdopodobieństwo naturalnego śniegu, to gospodarze postarali się o dodatkowe gwarancje stanu tras, czyli sieć armatek i lanc (najwyższy punkt Hohe Salve ma 1829 m n.p.m.). I zapewniają, że do produkcji śniegu używana jest woda o jakości… pitnej.
O wszystkim tym przekonałem się podczas minionego, ubogiego w śnieg sezonu – co też wówczas tu opisałem.
Większość stoków jest łagodna bądź średnio trudna. Biegną po halach lub szerokimi przecinkami i tylko przy dojeździe do doliny robi się węziej. Są też możliwości dość bezpiecznej – i łatwej – jazdy w terenie.
Atrakcją są nocne narty na liczących aż 10 km (w Austrii to największy taki obszar) oświetlanych trasach w Söll (jest tam i nocny tor saneczkowy długości 7,5 km). Trzeba tylko pilnować czasu, bo w końcu lampy nad trasami gasną i gondola staje, a powrót na dół po ciemku może być trudny.
Wyróżnikiem ośrodka jest już nawet nie Hartkaiserbahn, jedna z najnowocześniejszych gondoli w Alpach (wygodna dzięki długiemu peronowi, Wi-Fi itp.), lecz „najszybsze ośmioosobowe krzesełko na świecie” Jochbahn o prędkości 6 m/s. Powodem do chwały jest też 20 wyciągów z ułatwieniami przy wsiadaniu i wysiadaniu oraz z zabezpieczeniami przed wypadnięciem dzieci. A wreszcie „ratunkowe” objazdy trudniejszych fragmentów tras.
Rodzinny charakter stacji sprawia, że w ferie na stokach przeważają początkujący lub średniozaawansowani (ale często z właściwymi młodości ambicjami). Trzeba więc mieć oczy wokół głowy. Inna rzecz, że dzieci mają do dyspozycji także liczne place narciarskich zabaw. Jedno z nich – ze szkółką i restauracją – zasadnie zwane jest Hartkaiser Adventure Eldorado, z kolei Hexenwiese jest za darmo.
Osobną jakością jest Apleniglu, składające się z… osiemnastu igloo (można w nich nocować – i nie kosztuje to więcej niż pokój w dolinie).
A szkół narciarskich z instruktorami przeszkolonymi w edukacji dzieci jest tu… 21.
Pusto jest zaś wiosną, bo goście najczęściej opalają się wtedy od południa przy drinkach na tarasach restauracji na stokach. Tych jest 77 – a w większości ceny są niższe niż w innych stacjach. To też wpływa na wygodę!
PS Opisy dwudziestu innych stacji zimowych Tyrolu można znaleźć w przewodniku „Tyrol. Serce Apl”, który można zamówić i dostać gratis na podany adres na stronie Tirol Werbung.