Baqueira Beret: opowieść o sekretnym zakątku (2)
Historia tego hiszpańskiego (czy też katalońskiego) kurortu pokazuje, jak w kompletnej dziczy zbudować świetną stację narciarską.
Było ich dwóch. Bo owszem, pomysł zbudowania w pirenejskiej dolinie Aran zimowego kurortu pojawił się już w latach 20. minionego stulecia, kiedy tylko zaczęli się tam zapuszczać miłośnicy dziewiczego – ale też szczególnie obfitego i mającego świetną jakość dzięki ukształtowaniu terenu oraz frontom znad Atlantyku śniegu. (Szczegóły: tutaj i tutaj). Lecz dopiero dzięki energii i uporowi Jorge Jordana i Jesusa Serra idea stała się ciałem.
Jorge Jordana zachwycił się doliną Aran i jej narciarskimi możliwościami pod koniec lat 50. XX wieku. Był wtedy bodaj najmłodszym w historii prezesem hiszpańskiej Federacji Narciarskiej. To wtedy z poręczenia lokalnego rządu prowincji Lerida zwrócił się doń burmistrz Salardu, jednej z wiosek doliny. Żalił się, że Aran nie może wydobyć się ze stagnacji. Zaprosił więc sportowego notabla, by na własne oczy przekonał się, jak przednio można tam pojeździć na nartach.
Jorge Jordana z miejsca się w miejscu zakochał. Podczas kolejnych zim sam zaczął spędzać tam wolny czas. Przy okazji osobiście sprawdzał szanse narciarskiego zagospodarowania doliny. Korzystając ze swej pozycji, szukał także ewentualnych pieniędzy na inwestycję – zarówno prywatnych, jak i publicznych.
W sierpniu 1962 r. zawiązała się spółka Tevasa (Telecables del Valle de Aran). Jej dobrym duchem okazał się z kolei Jesus Serra, kataloński przedsiębiorca, znany głównie z branży ubezpieczeniowej – i równie zapalony narciarz. On też zachwycił się doliną. To głównie dzięki jego zapałowi i umiejętnościom menedżerskim dwa lata później w rejonie Baqueira, gdzie dotąd stało tylko kilka kamiennych pasterskich stajni, pojawił się pierwszy wyciąg: proste i wybudowane dość prymitywnymi metodami jednoosobowe krzesełka.
6 grudnia 1964 r. wywiozły one na stok nad doliną pierwszych narciarzy. Rychło jednak spółka zaczęła sięgać po bardziej zaawansowane technologie. Dwuosobowe krzesła, które tuż obok uruchomiono już następnej zimy, były więc dużo nowocześniejsze.
Równocześnie w okolicy zaczęto stawiać apartamenty i hotele dla potencjalnych gości. Od sezonu 1970/71 mogli już oni nocować niemalże przy dolnej stacji wyciągów (wcześniej musieli dojeżdżać z głębi doliny). Co ważne, od początku obowiązywały ostre rygory architektoniczne: zarówno hotele, jak i rezydencje i apartamentowce muszą kształtem i budulcem (z dachówkami zwanymi pizarra włącznie) nawiązywać do tradycyjnej architektury doliny Aran. Nie mogą też naturalnie zakłócać krajobrazu.
Systematycznie też stawiano kolejne wyciągi i wytyczano następne trasy (znamienne, że już od sezonu 1967/68 przygotowywał je kupiony przez spółkę ratrak). Ważnym momentem okazało się także… wybudowanie parkingu dla gości, bo dotąd musieli zostawiać swoje samochody na poboczu jedynej w dolinie drogi.
Od lat 70. zaczęto zagospodarowywać narciarsko rozległe i pięknie nasłonecznione zbocza sąsiadującego z Baqueira regionu Beret. W 1982 r. oba rejony połączono krzesełkiem. Dzięki temu można było już zupełnie zapomnieć o kolejkach, które na początku zdarzały się przy wyciągach w Baqueira. W 1985 r. pociągnięto krzesła na Tuc deth Dossau (2516 m n.p.m.) – najwyższe miejsce osiągalne wtedy wyciągiem. Niedługo potem trzy wyciągi zaczęły też obsługiwać słynące z najgłębszych puchów zbocza Argulls.
W tym okresie do kurortu na narty w okresie świąt Bożego Narodzenia zaczęła przyjeżdżać hiszpańska rodzina królewska. Z czasem stało się to tradycją – i oczywiście przydało miejscu specjalnej renomy (swoje zrobiły m.in. tabloidy). Zaczęli w nim chętnie pokazywać się inni arystokraci i przedstawiciele klas wyższych (zwłaszcza z Madrytu) oraz rozmaici celebryci.
Sławę stacji przynosiły też rozgrywane w niej – i stosownie nagłaśniane przez gospodarzy – niemal od początku rozmaite zawody: zarówno w narciarstwie alpejskim (w tym skicrossie), jak i biegowym. Na trasie Stadium odbyły się choćby w 1970 r. pierwsze alpejskie mistrzostwa Hiszpanii.
Ostateczny obszar stacji ustalony został w 1994 r., kiedy to powiększono ją o zbocza górującego nad doliną Aneu masywu Bonaiqua. Dziś to tam znajduje się najwyższy dostępny wyciągiem punkt stacji: Tuc de la Lianca 2656 m n.p.m.
W efekcie Baqueira/Beret to ok. 150 km tras i niezliczone – w określeniu tym nie ma żadnej przesady – możliwości zjazdów terenowych (w Europie porównywalne może jedynie z gigantami freeride’u w rodzaju Espace Killy czy Lech Zürs). Nie bez powodu slogan promocyjny ośrodka to „Sin limites”, czyli „Bez granic”.
Nic dziwnego, że dziś menedżerowie stacji nie chcą już jej powiększać, lecz – jak zapowiada Pedro Rico, jeden z miejscowych przewodników – zamierzają dokończyć dzieła modernizacji wyciągów (tylko w minionym sezonie z okazji półwiecza aż trzy z nich zastąpiono nowymi) i systemu dośnieżania (pierwsze sto armatek zainstalowano już w sezonie 1989/90).
O obecnych możliwościach narciarskich kurortu jeszcze tu napiszę.
Jorge Jordan w testamencie zażyczył w sobie, by pochowano go na cmentarzu w Salardu – z widokiem na trasy Baquiera/Beret, dzieło jego życia. Woli dochowano. Imieniem Jesusa Serra nazwano zaś popularne miejscowe zawody alpejskie (z udziałem jednak członków kadr narodowych różnych krajów). Imiona założycieli stacji noszą także dwa nowoczesne wyciągi krzesełkowe łączące kluczowe obszary kurortu.