Zakopane, Zakopane?
Zakopane ma szansę utrzymać swoją pozycję, o ile będzie potrafiło zachować niepowtarzalną atmosferę, która przyciąga tu Polaków od lat, i będzie dbało o gości. Ale to zależy głównie od postawy mieszkańców. Tymczasem często pokutuje mu mentalność: „Nie, boi nie” – mówił niedawno w wywiadzie dla krakowskiego dodatku Gazety Wyborczej Jurek Jurecki, wydawca i dziennikarz „Tygodnika Podhalańskiego”, a zakopiańczyk z wyboru. (Za stworzenie i redagowanie lokalnego pisma na wysokim poziomie oraz swoje teksty – m.in. cykl ujawniający korupcję w miejscowej skarbówce – Jurecki został uhonorowany prestiżowymi w branży nagrodami im. Dariusza Fikusa i miesięcznika PRESS oraz wyróżniony przez Radę Etyki Mediów).
Oto kilka innych myśli z tej ciekawej rozmowy, którą przeprowadził inny znawca Podhala, Bartłomiej Kuraś.
O „wielkiej dziurze na Krupówkach”:
„Jeden z zakopiańskich biznesmenów wykopał kilka miesięcy temu wielki dół w samym środku Krupówek, tuż przy oczku wodnym. I tak zostawił na szczyt sezonu letniego, oszpecając w ten sposób bodaj najbardziej znany deptak w Polsce. Ma tam ponoć stanąć duży lokal usługowy. Nie wiem, czy inwestorowi zabrakło chwilowo pieniędzy na dalsze prowadzenie pracy, czy może z innych powodów nie kontynuuje robót. Tak czy inaczej na razie jest tylko dziura. Niezbyt ładnie to wygląda. Ale wierzę, że niedługo z dziury coś się wyłoni. Mam nadzieję, że nawiązującego do charakteru Zakopanego. (…)
Za tymi inwestycjami stoi człowiek bardzo pracowity, ale z kontrowersyjnym sposobem działania. Pod Tatrami ludzie z pieniędzmi mają jakieś pomysły na najbardziej reprezentacyjne części miasta. Zaczynają w pośpiechu je realizować. I efekt tego często jest dosyć dziwny. Tak właśnie było z hotelem Morskie Oko, słynącym przed wojną z sali teatralnej, w której występowała Helena Modrzejewska. Przedsiębiorca obiecywał, że odbuduje tą salę teatralną. Na obietnicach się skończyło. Podobnie było z Coctail Barem.
(…) W sprawie tych inwestycji akurat nie winiłbym samorządowców. Bo cóż oni mogą tu poradzić? Najwyżej uchwalą jakąś rezolucję, ale nie będzie ona miała żadnej mocy wiążącej. Biznesmen kupił atrakcyjne nieruchomości przy Krupówkach. To jego prywatna własność, w którą inwestuje według własnego uznania. A że tak robi, jak robi? Wydaje mi się, że to kwestia pewnej mentalności panującej pod Tatrami, w myśl zasady: pierwsze rozgrzebać, zburzyć, a potem jakoś to będzie. Często nie zważa się tu na bardzo cenną materię historyczną czy kulturową. Na szczęście i mądrych inwestorów nie brakuje. Swoją świetność z dawnych lat odzyska niebawem słynny budynek hotelu Giewont na rogu Krupówek i ul. Kościuszki”.
O grodzeniu tras narciarskich – nie tylko zjazdowych, ale i biegowych – przez właścicieli gruntów:
„Można na Podhalu spotkać się z postawą: >>Nie, bo nie<<. Wiosną władze Zakopanego poniosły sromotną klęskę w Korei Południowej na kongresie Międzynarodowej Federacji Narciarskiej – FIS, na którym decydowano o gospodarzu mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. (…) To, że w Zakopanem można wspaniale skakać, wszyscy wiemy dzięki Adamowi Małyszowi. Ale biegać? To już byłoby za dużo szczęścia naraz. W Zakopanem od czasów mistrza Józefa Łuszczka praktycznie mało kto biega na nartach. Nie ma profesjonalnych biegowych tras narciarskich. Gdy w ostatnich latach zaczęto wytyczać taką trasę, góral zagrodził swoją polanę, bez której nie da się poprowadzić takiej trasy. Jak się go pytano, dlaczego tak robi, miał tylko jeden argument: >>Nie, bo nie<<. Na zasadzie: >>To moja ziemia, będę z nią robił, co mi się podoba. I co mi zrobicie?!<<. No i nic mu nie można zrobić. (…) W każdym razie trasa narciarska nie powstała. I z taką ofertą, w której nie ma biegowej trasy narciarskiej, władze Zakopanego ubiegają się o organizację mistrzostw w bieganiu i skakaniu na nartach. Nie ma się więc co dziwić, że Międzynarodowa Federacja Narciarska po raz czwarty z rzędu odrzuca naszą kandydaturę.
Inna sprawa, że we władzach tej organizacji Polska nie ma swojego przedstawiciela, więc trudno nam lobbować za Zakopanem. A lobbing ze strony ośrodków narciarskich jest bardzo mocny, nierzadko ocierający się nawet o mechanizmy korupcyjne. Na tegorocznym kongresie FIS publicznie opowiadano, jak jeden z kandydatów obiecywał profity finansowe władzom FIS za przyznanie prawa do mistrzostw. Oczywiście nie namawiam naszych włodarzy do takich praktyk. Ale powinniśmy się postarać o lepszy lobbing i – co najważniejsze – o nowe inwestycje w Zakopanem, jeśli chcemy pod Tatrami organizować imprezy rangi mistrzostw świata.
(…) Taka postawa często wynika z zaszłości z czasów PRL-u, kiedy górali nie pytano o zdanie, tylko na ich działkach wytyczano trasy, choć oni nie mieli z tego żadnych korzyści. Więc dzisiaj są nieufni, to w nich ciągle siedzi. Może to też swoista zemsta. W każdym razie często nie chodzi tu o pieniądze. A przynajmniej nie tylko. Bo gdyby górale chcieli zarobić na swojej ziemi, i to niemałe kwoty, toby jej nie grodzili przez długie lata”.
O obecnym burmistrzu Zakopanego, Januszu Majchrze (rządzi miastem już drugą kadencję – po odsunięciu od władzy ekipy Adama Bachledy-Curusia, jednego z najbogatszych Polaków, a równocześnie członka jednego z najbardziej wpływowych miejscowych rodów):
„Na pewno na plus zmienił się wizerunek władz Zakopanego. Nie zdarzają się już takie historie jak uchwalanie, że niezależni dziennikarze są zagrożeniem dla miasta, czy też bojkot krytycznej prasy. Wybór Janusza Majchra na burmistrza udowadnia, że Zakopane wcale – wbrew powszechnej opinii – nie jest jakimś mocno prawicowym miastem. To człowiek o liberalnych poglądach, który należał do Unii Wolności (…). Z Januszem Majchrem wiązano w Zakopanem duże nadzieje. W pierwszej kadencji bardziej się starał. Teraz – w połowie drugiej – już chyba mniej. Może nie zamierza kandydować na następną kadencję? Niepokojące jest to, że popełnia błędy i nic z nimi nie robi. Gdy jego syn dopuścił się samowoli budowlanej, burmistrz miał dwa honorowe wyjścia: wynająć buldożer i zburzyć betony postawione nielegalnie przez syna na Antałówce albo w imię miłości ojcowskiej podać się do dymisji. Nie skorzystał z żadnego koła ratunkowego i dziś płaci za to utratą absolutorium. Majcher ma mocną opozycję w radzie miasta, która jest w stanie wezwać mieszkańców do referendum w sprawie jego odwołania. Nie sądzę jednak, by taka inicjatywa się powiodła. Radni z opozycji mają chyba też tego świadomość. Myślę, że Majcher spokojnie doczeka końca kadencji, ale do kolejnych wyborów już nie stanie”.
O perspektywach rozwoju miasta:
„Nie jest tak, że w Zakopanem dzieje się tylko źle. Wiele spraw idzie do przodu, mieszka tu wielu świetnych ludzi. Po otwarciu granic zmienia się też świadomość mieszkańców. Zakopiańczycy stają się społeczeństwem coraz bardziej otwartym, gotowym rozmawiać o trudnych sprawach. Najlepszym tego dowodem jest wydana ostatnio przez Wojciecha Szatkowskiego, wnuka kolaboranta z czasów okupacji, książka >>Goralenvolk. Historia zdrady<<. To temat, o którym do tej pory raczej niechętnie rozmawiano na Podhalu. A teraz odbywają się spotkania i dyskusje na temat książki. I nikt nie protestuje. (…) Mieszkańcy podtatrzańskiego kurortu muszą sobie uzmysłowić, że w Europie jest mocna konkurencja. O polskich turystów zabiega nie tylko sąsiednia Słowacja, ale też Austria czy miejscowości w Dolomitach. Zakopane ma szansę utrzymać swoją pozycję, o ile będzie potrafiło zachować niepowtarzalną atmosferę, która przyciąga tu Polaków od lat, i będzie dbało o gości. Ale to zależy głównie od postawy mieszkańców”.
Źródło: „Gazeta w Krakowie” (lokalny dodatek „Gazety Wyborczej”), 6 lipca 2012 roku