TPN atakuje – PKL się broni

Tatrzański Park Narodowy ruszył do ofensywy. Cel jest prosty: zdobycie Kasprowego Wierchu. Dla siebie i polityków PiS, którzy od dawna gardłują, że góra ta powinna wrócić w polskie ręce – pisałem niedawno w komentarzu dla POLITYKA.PL. Teraz stanowisko wobec działań TPN zajęły Polskie Koleje Linowe.

Przypomnijmy: dyrekcja TPN utrzymuje, że spółka Polskie Koleje Linowe powinna zacząć płacić za to, że trasa kolejki linowej na Kasprowy przebiega nad gruntami, których Park jest wieczystym użytkownikiem. TPN oszacował, że zaległe (liczone od 2012 roku) roszczenia z tego tytułu przekraczają 2 mln złotych.

Ponadto domaga się blisko 36 tys. zł stałych opłat miesięcznych. Park dał PKL-owi nader krótki termin na zaspokojenie swoich pretensji. I zasugerował, że nie wyklucza zażądania… zaprzestania użytkowania kolejki (a wręcz jej częściowego demontażu) „ze względu na brak prawa (PKL) do korzystania z tych terenów”.

W ostatnim oświadczeniu władze TPN zarzekały się wprawdzie, że ich intencją nigdy nie była likwidacja kolejki. Deklarowały też gotowość do rozmów. Znamienna jest jednak użyta przez Park stylistyka. Oto TPN podkreśla, że „reprezentuje Skarb Państwa”, a PKL „to podmiot zagraniczny” i „prywatna spółka”, która na dodatek czerpie „olbrzymie dochody ze swojej działalności”. Pada też fraza: „obowiązkiem Tatrzańskiego Parku Narodowego jest dbanie o interes narodowy”.

W komentarzu dla POLITYKA.PL zauważałem, że retoryka ta w oczywisty sposób nawiązuje do frazeologii używanej w sprawie Kasprowego przez Jarosława Kaczyńskiego, Andrzeja Dudę, Beatę Szydło (kiedy była premierem) i całe zastępy podhalańskich aktywistów Prawa i Sprawiedliwości. Postulat „odzyskania kolejki na Kasprowy” i „oddania jej z powrotem w polskie ręce” pojawił się już w kampanii wyborczej 2015 roku i był powtarzany już po przejęciu przez PiS władzy.

W ślad za tym pojawiały się rozmaite działania – a mówiąc precyzyjnie: naciski – prawne i administracyjne (m.in. z udziałem prokuratury) w stosunku do PKL, która to spółka – po burzliwej właśnie wskutek politycznych wątków prywatyzacji w 2013 roku – należy do międzynarodowego funduszu inwestycyjnego Mid Europa Partners.

Obecna ofensywa może być kolejną formą presji, mającej wymusić przejęcie kolejki (i to po sztucznie zdołowanej cenie)… przez TPN właśnie. Wedle ekipy rządzącej to Park wespół ze starostwem tatrzańskim i tamtejszymi gminami byłby bowiem idealnym właścicielem PKL.

Podsumowywałem, że owszem, sytuacja prawna gruntów w okolicy Kasprowego jest zawiła i warto ją wyjaśnić – tyle że powinno to być rolą sądów. „W państwie PiS nie dziwi już jednak, że władza próbuje rozmaitymi, także nieczystymi chwytami przeforsować swoje. Znamienne jest wszelako, że nawet w takiej sprawie, jaką jest status kolejki wywożącej turystów i narciarzy na górski wierzchołek, rolę grają kwestie ideologiczne. Charakterystyczna jest także służalczość obecnego kierownictwa TPN wobec władzy. A styl jego działania i używany język dowodzą, że Parkowi nie chodzi w tym przypadku o żadną ochronę tatrzańskiej przyrody, ale o zakres swoich wpływów i dobre notowania u rządzących. Oraz naturalnie o kasę”.

W minionym tygodniu stanowisko wobec poczynań i żądań TPN zajęły Polskie Koleje Linowe. Zarząd Spółki dowodzi:

Jeszcze przed II wojną światową Państwo Polskie zezwoliło na wybudowanie kolei na Kasprowy Wierch i zagwarantowało możliwość jej funkcjonowania, ustanawiając na rzecz kolejki prawo służebności naziemnego jej prowadzenia. Już zatem w okresie międzywojennym zapewniono operatorowi kolei odpowiedni tytuł prawny. Spółka dysponuje dokumentami potwierdzającymi jednoznacznie ustanowienie tej służebności. Dlatego właśnie PKL nie musiały zawierać z Parkiem czy ze Skarbem Państwa umowy dzierżawy regulującej możliwość korzystania z przestrzeni powietrznej, w której znajdują się liny kolei w zakresie dotyczącym nieruchomości będących wyłączną własnością Skarbu Państwa.

Prawo to było respektowane przez ponad 80 lat i przez Państwo, i przez powstały znacznie później Tatrzański Park Narodowy, aż po czasy współczesne. Nikt nigdy nie żądał ani zapłaty za tę „przestrzeń” ani zaprzestania korzystania z niej. Nie było podstaw ani potrzeby zawierania jakiejkolwiek umowy dzierżawy.

Należy podkreślić, że liny wiszące nawet kilkadziesiąt metrów nad ziemią od dziesiątek lat w żaden sposób nie wpływają na realizację podstawowego celu działalności TPN, jakim jest ochrona przyrody. Jednakże wobec faktu, że TPN nieoczekiwanie zakwestionował przysługiwanie praw, których istnienie przez wiele lat nie budziło niczyjej wątpliwości, Spółka przeprowadza stosowne analizy. Może okazać się zasadne, i to dla wszystkich zainteresowanych stron, uzyskanie potwierdzenia na drodze sądowej. PKL prowadzą negocjacje w dobrej wierze, jednak ostatnie zachowanie TPN pokazało, że rozmowy mogą przyjąć zupełnie nieoczekiwany obrót.

Nie ma nic kuriozalnego w sytuacji korzystania przez PKL z pozostałej części trasy na podstawie umowy dzierżawy zawartej z Polskim Towarzystwem Turystyczno-Krajoznawczym – wynika ona wyłącznie z faktu, że powyżej IV podpory kończy się granica działki będącej wyłączną własnością Skarbu Państwa, a zaczyna nieruchomość, której współwłaścicielem jest PTTK, podmiot niepaństwowy – stowarzyszenie działające niezależnie i samodzielnie. Inny stan prawny tego gruntu i fakt, że PTTK nie brała udziału w ustanawianiu służebności na rzecz kolei, spowodował, że PKL zdecydowała się w odniesieniu do kopuły Kasprowego Wierchu zawrzeć umowy dzierżawy. Taki stan również trwa od wielu lat i nikt nigdy, z oczywistych względów opisanych powyżej, nie oceniał go jako kuriozalny.

PKL ufa, że funkcjonariusze państwowi działają racjonalnie, a zatem jeśli wyznaczają termin do realizacji wezwania, to oznacza to, że jest to działanie przemyślane i oparte na przepisach prawa. PKL nie jest w stanie domyślić się, że jeśli Dyrektor TPN, i to reprezentowany przez fachowego pełnomocnika – adwokata – wyznacza jakiś termin, to tak naprawdę oczekuje wniosku o jego przedłużenie. Takie działanie nie jest ani profesjonalne, ani nie pogłębia zaufania do organów Państwa. Co więcej, oczekiwanie, że PKL wystąpi o przedłużenie terminu do rozbiórki kolei, trudno uznać za logiczne. Przecież oznaczałoby to, że PKL musiałby uznać zasadność żądania jej usunięcia, tylko prosi o dłuższy termin?!

Twierdzenie, że do ugody nie doszło, jest nadużyciem w sytuacji, gdy właśnie w celu ustalenia jej ewentualnych warunków, na początek marca bieżącego roku, wyznaczono kolejne spotkanie. Tuż bowiem po otrzymaniu z Sądu Rejonowego w Zakopanem wniosku o zawezwanie do próby ugodowej w sprawie zapłaty za korzystanie z „terenu” PKL zaprosiła Dyrektora TPN na spotkanie, które odbyło się 16 stycznia 2018 roku. Na spotkaniu przedstawiono wstępne propozycje, ustalono, że każda ze stron się z nimi zapozna, oraz wyznaczono kolejny termin spotkania. Spółka bynajmniej nie odmówiła zapłaty zaproponowanej przez TPN kwoty, a wyłącznie oświadczyła, że musi przeanalizować złożoną ofertę. Z ogromnym zaskoczeniem, a wręcz niedowierzaniem, PKL przyjęły w tej sytuacji jednoznaczne, zrywające negocjacje żądanie TPN wyrażone w piśmiw złożonym kilka dni później (data wpływu 24 stycznia 2018 roku), w którym wezwano PKL do niezwłocznego zaprzestania przewozów pasażerskich oraz demontażu kolei na Kasprowy Wierch w terminie do 31 stycznia 2018 roku.

PKL ma siedzibę w Polsce, w Zakopanem, tu płaci podatki – w latach 2013-2016 odprowadziła w formie podatków, w regionie, do budżetów gmin ponad 16 mln zł, a do budżetu państwa ponad 32 mln zł. Spółka jest jednym z największych pracodawców na Podhalu zatrudniającym blisko 300 osób. PKL wspierają rozwój polskiej, a nie zagranicznej turystyki. Ferowanie pojęciem „podmiot zagraniczny” jest nadużyciem, którego cel jest oczywisty – negatywne nastawienie polskiego odbiorcy, z pominięciem faktu, że działania TPN de facto uderzają w wizerunek Polski i Zakopanego (co widać po komentarzach pod internetowymi publikacjami na temat wezwania TPN). W świetle płatności, z różnych tytułów, które PKL corocznie wpłaca do TPN – w latach 2013-2018 była to kwota blisko 10,7 miliona złotych – twierdzenie, że pomija się jego prawa, jest zasadniczym nadużyciem.

Argumentacja oparta na art. 46. ust. 3. Ustawy o gospodarce nieruchomościami była podnoszona już w trzech postępowaniach administracyjnych, z których każde zakończyło się korzystnym dla PKL wyrokiem sądu. Dlatego nie sposób poważnie traktować ciągłego powoływania się na ten przepis. Ponadto PKL dysponuje kilkoma opiniami prawnymi wydawanymi przez różne podmioty zewnętrzne, z których każdy potwierdził obowiązywanie zawartych umów dzierżawy dotyczących kopuły Kasprowego Wierchu.

Tyle Polskie Koleje Linowe. Mając jednak na względzie to, co dzieje się obecnie w państwie, wynik sporu można uznać już za rozstrzygnięty.