Polskie Tatry: wstępny bilans sezonu
Mało śniegu i mało… wypadków – tak można najkrócej podsumować minioną zimę w Tatrach.
Zatrzymanie w tzw. majowy długi weekend wyciągu krzesełkowego na Hali Gąsienicowej oznacza formalne zakończenie sezonu narciarskiego w polskich Tatrach (i oczywiście w całym kraju). Wprawdzie wciąż kursuje kolej linowa na Kasprowy Wierch, a na jego stokach w niektórych miejscach jest wciąż ponad 90 cm śniegu, ale decyzją Tatrzańskiego Parku Narodowego kotły Goryczkowy i Gąsienicowy są już zamknięte dla narciarstwa.
Zakazane jest także uprawianie turystyki narciarskiej (czyli skitouring) – i to na całym obszarze TPN. Zakaz ten obowiązuje – jak czytamy w komunikacie TPN – „do kolejnego sezonu zimowego”. W tym roku restrykcje wprowadzono stosunkowo wcześnie (bo już 25 kwietnia), a powodem była oczywiście kiepska zima. To ona sprawiła bowiem, że cykl biologiczny wielu gatunków tatrzańskich zwierząt został zakłócony.
Niedostatek śniegu (połączony z niemożnością dośnieżania newralgicznych punktów nartostrad z Kasprowego) sprawił także, że Polskim Kolejom Linowym kolejny już rok nie udało się zrealizować szczytnego skądinąd hasła promocyjnego: „Najdłuższy sezon zimowy: jeździmy przez pół roku”.
Krótki sezon miał jednak i taki skutek, że Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe zanotowało tej zimy o ok. 20 proc. mniej wypadków niż w sezonie 2014/15. Statystyki TOPR mówią bowiem o niewiele ponad 1800 interwencjach, czyli o blisko czterystu (!) mniej niż w ubiegłym roku. Prócz krótszego sezonu swoje zrobiło także to, że w okresie świąteczno-noworocznym, w którym zwykle stoki są najbardziej zatłoczone, wiele tras było… nieczynnych.
Wedle ratowników znaczenie ma również fakt, że coraz więcej rodaków jeździ w kaskach i stosuje się do reguł obowiązujących na stoku. Przynajmniej to ostatnie jest pocieszające. Choć wciąż trudno uwierzyć, że słynne piwo z wódką w knajpie na stoku przestało być modne.