Olek Ostrowski został w górach
Spod Gasherbrum dotarła wiadomość o zakończeniu poszukiwań Olka Ostrowskiego.
Akcja trwała dwa dni, ale prawdopodobnie nie udało się znaleźć żadnych śladów zaginionego, a pogoda zaczęła się pogarszać.
Przypomnijmy:
Olek Ostrowski – wraz z Piotrem Śniegórskim – próbował zdobyć szczyt Gasherbrum II (8035 m n.p.m.) i potem zjechać z niego na nartach. W zeszłym roku taki wyczyn udał mu się na innym ośmiotysięczniku – Cho Oyu (8201 m n.p.m.). Tym razem wobec złej pogody po 12 godzinach wspinaczki ekspedycja przerwała atak. Wracali z wysokości ok. 7600 m n.p.m. Olek zaginął w niedzielę rano, kiedy zjeżdżał na nartach z obozu II w kierunku bazy.
Szczegóły tragedii, przynajmniej niektóre, poznamy zapewne po powrocie z Karakorum towarzysza Olka oraz Andrzeja Bargiela, Dariusza Załuskiego (więcej tutaj) i Kingi Baranowskiej, którzy brali udział w operacji ratunkowej. Wtedy też będzie można uczciwie przeanalizować jej przyczyny.
O Olku, skromnym i nieśmiało uśmiechniętym 27-latku z Bieszczad, wiele mówi wywiad, którego po wyprawie na Czo Oyu udzielił pismu „Ski Magazyn”. Oto fragmenty tej rozmowy:
SKI: – Zdobyłeś szczyt i co wtedy? Jakie pierwsze uczucie? Jakie myśli w głowie?
Olek: – „Co ja tu robię?” (śmiech). (…) Sam wierzchołek jest na tyle upragniony, że człowiek się cieszy z tego powodu, że już nie musi iść dalej tak naprawdę. (…) W narciarstwie wysokogórskim zdobycie szczytu do dopiero dotarcie do punktu startowego zabawy. Zmęczenie jest spore, a chwilowa radość musi zostać zastąpiona wyostrzoną koncentracją, gdyż trzeba jeszcze zjechać. Duża, spełniona radość przychodzi po zejściu do bazy, a jeszcze większa po powrocie do domu.
(…)
Ustanowiłeś rekord, gdyż, jako pierwszy Polak zjechałeś na nartach z Cho Oyu. Pobiłeś również polski rekord w wysokości zjazdu na nartach. Czy rekord, ten formalny zapis jest dla ciebie ważną kwestią, jak do tego podchodzisz?
Osobiście w ogóle nie podchodziłem do całej swojej wyprawy jak do bicia rekordu. Możliwość jego pobicia wyszła podczas realizacji całego przedsięwzięcia, gdyż sam termin zwraca na siebie uwagę. Liczyłem na to, że będzie to dobry wabik dla potencjalnego sponsora, ale i tak nic z tego nie wyszło. Nie jechałem tam, ani nie wybrałem tej góry, dlatego, że ma taką a nie inną wysokość, żeby za wszelką cenę pobić ten rekord. Całą akcja wyszła przy okazji. Moim wielkim marzeniem od dawna było pojechać w Himalaje, marzenie to spełniłem i to jeszcze z nartami.
Z pewnością wielu narciarzy będzie chciało wykonywać podobne wyczyny, być może nawet solowo. Jakie mógłbyś dać trzy rady dla kogoś, kto chciałby coś podobnego zaplanować i wykonać? Niekoniecznie na ośmiotysięczniku.
Przede wszystkim duża motywacja. Wiara we własne możliwości organizacyjne, mentalne i fizyczne. Ciężki trening przed samą wyprawą oraz dużo szczęścia. Jest wiele zmiennych, które mogą zadecydować, że taka wyprawa nie dojdzie do skutku albo skończy się niepowodzeniem. Zaczynając od pogody, poprzez samopoczucie, a kończąc na zdarzeniach przypadkowych.
(Całość w „Ski Magazyn” nr 68 z jesieni ubiegłego roku).
Olek Ostrowski został w górach.