Jędrek Bargiel zjechał z Broad Peaku!
Andrzej Bargiel zdobył kolejny ośmiotysięcznik – a potem zgodnie z założeniem zjechał z niego na nartach.
Tym razem był to mający m.in. w Polsce tragiczną sławę Broad Peak w Karakorum (8051 m n.p.m.). Co więcej, wcześniej z tej dwunastej pod względem wysokości góry Ziemi nie zjechał na nartach żaden człowiek.
O znakomitym skialpiniście z Łętowni (słynącym m.in. z nadzwyczajnej wydolności, ale też odpowiedzialności) pisałem tu już kilka razy (m.in. „Na nartach z ośmiotysięczników – czyli wielki plan Jędrka Bargiela”, 2 września 2013). On sam opowiadał zaś o idei wykorzystania nart w zdobywaniu najwyższych szczytów świata („Jeździć da się prawie wszędzie”, 6 września 2013 r.). Relacjonowałem też dwa jego dotychczasowe sukcesy narciarskie na ośmiotysięcznikach – zjazdy z Shishapangmy (8013 m. n. p. m.) i Manaslu (8156 m n.p.m.).
Tym razem ekipa Hic Sunt Leones (bo tak nazywa się całe przedsięwzięcie) wyruszyła do Pakistanu, a stamtąd pod Broad Peak – 28 czerwca. Podobnie jak w poprzednich wyprawach, Bargielowi towarzyszy doświadczony himalaista i filmowiec Dariusz Załuski.
Już pod samym wierzchołkiem okazało się, że warunki są bardzo trudne – w nocy z 19 na 20 lipca spadło tam sporo śniegu, zaczęło też silnie wiać. W efekcie w poniedziałek rano ze zboczy Broad Peaku zeszła lawina, w której wyniku zaginął jeden z wspinaczy pakistańskich, kilku innych zostało rannych, zerwane też zostały na sporych odcinkach liny poręczone. Zespół Hic Sunt Leones wziął udział w operacji ratunkowej i naturalnie musiał odłożyć szturm.
Bargiel wyruszył z bazy w czwartek, 23 lipca, o 5 rano czasu pakistańskiego, by tego samego dnia dotrzeć do obozu III. Po kilkugodzinnym odpoczynku o północy z czwartku na piątek mieli z Załuskim zaatakować szczyt. Znowu jednak musieli zmienić plany ze względu na kolejne załamanie pogody.
Dariusz Załuski wraz ze wspinaczami z Ekwadoru i Hiszpanii rozpoczęli wspinaczkę w nocy z piątku na sobotę, lecz z powodu trudnych warunków wrócili do obozu jeszcze przed wyjściem Bargiela (Załuski doszedł na wysokość 7400 m n.p.m.). Bargiel mimo to zdecydował się na samotny atak: ruszył w górę w sobotę o godzinie 3 w nocy. Po ośmiu godzinach podejścia udało mu się zdobyć szczyt. Na zjazd do bazy potrzebował trzech godzin (z godzinną przerwą na odpoczynek w obozie III). Do bazy dotarł też bezpiecznie Załuski.
Podobny pomysł na używanie nart do zdobywania ośmiotysięczników ma inny Polak, Olek Ostrowski – w zeszłym roku zjechał z Cho Oyu (8201 m n.p.m.). W piątek razem z Piotrem Śniegórskim próbował zdobyć równie słynny szczyt Gasherbrum II (8035 m n.p.m.), lecz wobec złej pogody po 12 godzinach wspinaczki musieli na wysokości ok. 7600 m n.p.m. przerwać atak.
Podziw i gratulacje należą się wszystkim.
PS Aż strach mi to pisać: w niedzielę rano spod Gasherbrum dotarła wiadomość, że Olek Ostrowski zaginął w drodze do bazy. Niewykluczone, że zjeżdżając za Piotrem Śniegórskim, zgubił ślad i wpadł do lodowcowej szczeliny. Trwają poszukiwania.