Rygory na Słowacji
Od listopada na słowackich drogach obowiązują nowe regulacje – które sami Słowacy nazywają drakońskimi. A przecież wkrótce warto będzie pojechać tam na narty…
Przede wszystkim znacznie podwyższono kary za wykroczenia i przestępstwa drogowe. Kilka przykładów: za przejazd na czerwonym świetle grozi teraz odebranie prawa jazdy na 2 lata, za jazdę z zawartością nawet 0,1 alkoholu we krwi – rok więzienia (na Słowacji od lat obowiązuje tzw. zerowa tolerancja na alkohol u kierowców – akurat słusznie)
Srogie są też mandaty za przekroczenie prędkości – otóż sięgać mogą one od 150 do 300 euro. To dla cudzoziemców rzecz kluczowa – słowacka policja słynie bowiem ze zwracania, by tak rzec, szczególnej uwagi na samochody z obcą rejestracją. Przejawia się to choćby w urządzaniu radarowych zasadzek w okolicach przejść granicznych (na przykład Chyżnego) czy też znanych kurortów zimowych (choćby w Demianowskiej Dolinie, którą dojeżdża się na Chopok).
Co też ważne na autostradach i drogach ekspresowych wprowadzona została „zasada bezpiecznej odległości” (czyli zachowania do poprzedzającego takiego dystansu, na którego przejechanie „pojazd osobowy poruszający się w kolumnie potrzebuje co najmniej 2 sekund”). To bodaj najbardziej dyskusyjna nowość, bo choć idea jest szczytna – chodzi o uniknięcie tzw. jeżdżenia na zderzaku – to przepis ma mocno uznaniowy charakter i jego interpretacja w dużej mierze zależy od oka i humoru policjanta.
Na Słowacji zatem trzeba będzie jeździć ostrożnie i na nartach, i na narty,