Ski Ride Vorarlberg, dziennik wyprawy (5)
Dzień 4 przed południem: Lech Zürs – Stuben – St. Anton – Sonnenkopf
(Po krótkiej przerwie wracam do relacji ze Ski Ride Vorarlberg, czyli przejścia na nartach skitourowych z północy na południe tej najbardziej na zachód wysuniętej prowincji Austrii).
Dziś mamy do pokonania spory dystans i najdłuższe podejście – przypominają już przy śniadaniu nasi przewodnicy. Na dodatek na zewnątrz znowu ostro sypie.
Szybko zjeżdżamy na główny deptak Lech, zatrzymując się jednak na chwilę przy kompleksie trzech budynków na lewo od dolnej stacji krzesełek na Schlegelkopf. Z wyglądu w sumie nic imponującego – ani architektonicznie, ani pod względem wielkości. Tymczasem hotel „Aurelio” jest najdroższym miejscem do spania w całym kurorcie, który sam przecież jest jednym z najdroższych w Alpach. Ba, niemiecki portal Luxury-Hotels.com, a za nim World’s Luxury Guide tygodnika „Die Welt” uznały go za najdroższy hotel na świecie.
Ma rangę „pięć gwiazdek superiore”, chwali się najlepszym spa w Austrii. Właścicielem jest Oleg Deripaska, słynny rosyjski oligarcha, uchodzący za jednego z najbogatszych ludzi tej planety… Co ciekawe, spośród wielu chętnych z byłego ZSRR, którzy próbowali kupić w Lech jakąś nieruchomość bądź działkę, zgodę dostał tylko on. Wieść gminna niesie jednak, że kilku obeszło restrykcje, używając w charakterze „słupów” rozmaitych miejscowych pośredników.
Podobno – bo jednak nie ryzykujemy wizyty – dwa z budynków mieszczą 10 pokoi i tzw. suites o powierzchni od 52 do 110 metrów kwadratowych. Wystrój projektowała modna pracownia Mlinaric, Henry & Zervudachi, a użyte ciemne drewno daje (znowu: ponoć) niebywały efekt. Nocleg w najtańszym z pokoi dwuosobowych w tzw. presezonie kosztuje 850 euro (za noc oczywiście) – w Nowy Rok trzeba zań zapłacić 3900 euro.
Ale największe zachwyty zarezerwować należy dla trzeciego „domku”, połączonego z hotelem i spa podziemnym korytarzem. Nazwany został skromnie Klubem. Wnętrza dziewięciu apartamentów (z Master Suite o powierzchni 240 metrów) utrzymane być mają w tradycyjnym stylu górskiej chalet, a gośćmi z założenia mają być VIP-y z najwyższej półki – z głowami państw włącznie. Club – przewidziany na maksimum szesnastu gości – trzeba rezerwować „indywidualnie” (co zapewne służyć ma właśnie selekcji klientów). Najniższa cena to 1900 euro za noc, lecz już ta sylwestrowa kosztowała w tym sezonie 39 tys. Euro. Ale widać miejsce jest oblegane, bo nadchodzącej zimy ceny startować będą od 20 tys., a najbliższy Nowy Rok wyceniono na 42 tys.
Specjalny apartament – na polecenie właściciela – musi być wolny okrągły rok, jeśli zechciałby ni stąd ni zowąd przyjechać do Lech sam pan Deripaska albo ktoś z jego przyjaciół.
Z drugiej strony głównej ulicy Lech startuje pochodząca z 1956 roku kolejka na Rufikopf (2362 m n.p.m.).
Skądinąd z tego właśnie szczytu od dziesięciu lat rusza słynny Weißen Ring, czyli wielki narciarski wyścig z trasą prowadzącą po wzgórzach i dolinach wokół stacji. Do przejechania są ok. 22 km (licząc tak trasy, jak wyciągi), a pokonuje się 5500 m różnicy poziomów.
W rywalizacji bierze udział około tysiąc zawodników (zapisywać się trzeba dużo wcześniej), wśród których bywają wielkie alpejskie sławy. Walka jest ostra, bo i nagrody pokaźne. Ale i dla amatorów jest to przednia zabawa (wiem, bo pięć lat temu miałem okazję zaliczyć Weißen Ring; „Wielki wyścig”, 9 stycznia 2010 r.).
Na górze po kolejnym całonocnym opadzie zaspy po kolana. Na dodatek wciąż sypie i mocno wieje. W tych warunkach ratraki nie zdołały jeszcze przygotować wszystkich tras, więc nieco okrężną drogą docieramy do zjeżdżonych dzień wcześniej zboczy Hexenboden („Ski Ride Vorarlberg. Dziennik wyprawy 4″), 1 marca b.r.). W pełnym słońcu wyglądały oczywiście zupełnie inaczej. Dziś w puchu jeździ się często w miejscach oznaczonych jako trasa.
W Zürs wsiadamy do skibusa, który przez przełęcz Flexen dowozi nas do osady Stube. Markus tłumaczy, że jeśli tylko pogoda pozwala, uczestnicy Ski Ride Voralberg pokonują ten odcinek na nartach długim i pięknym, jak twierdzi, trawersem wysoko nad drogą.
Teraz długim krzesełkiem wyjeżdżamy na grań dzielącą dwa słynne kurorty: St. Christoph i St. Anton (formalnie należący już do Tyrolu). Czas goni, więc w gigantowym skrętem i „na raz” wracamy do Stuben. Udaje się nam złapać skibusa w kierunku Sonnenkopf. To już część Alpenregion Bludenz, składającego się z trzech dolin (Brandertal, Grosses Walzertal i Klostertal) oraz stolicy, czyli Bludenz, zwanego nie bez racji „alpejskim miasteczkiem”.
To właśnie w tej okolicy, prawie 150 lat temu, bo w 1870 roku, Austriackie Towarzystwo Alpejskie uruchomiło nad jeziorem Lünersee pierwsze w Voralbergu schronisko turystyczne. Z kolei dolina Klostertal (to nad nią leży Sonnenkopf) ma długą tradycję jako szlak łączący Vorarlbeg ze wschodnimi partiami Austrii – od 1978 roku przejazd stał się dużo łatwiejszy i krótszy dzięki najdłuższemu (13 km) tunelowi drogowy w tym kraju.
PS Poprzednie odcinki opowieści o Ski Ride Vorarlberg to
„Vorarlberg z północy na południe. Na nartach oczywiście” (1 lutego)
„Dziennik wyprawy 1: Kleinwarseltal” (4 lutego)
„Dziennik wyprawy 2: Kleinwarseltal” (17 lutego)
„Dziennik wyprawy 3: Kleinwarseltal – Bregenzwald” (19 lutego)
„Dziennik wyprawy 4: Lech Zürs” (1 marca)