„Mistrz naśnieżania” opowiada (II)
Od wielu lat sezon w Lech Zürs otwieramy, kiedy sami chcemy – praktycznie niezależnie od pogody. I zawsze dotrzymujemy terminu właśnie dzięki temu, że znamy się na naśnieżaniu i przygotowywaniu tras: za każdym razem uwzględniamy wszystkie ważne czynniki: nie tylko atmosferyczne, ale i geologiczne, wodne itd. – mówi Michael Manhart, uznany w branży narciarskiej specjalista od dośnieżania stoków oraz zarządzania stacjami zimowymi.
Przygotowywanie tras w Lech Zürs (fot. Lech Zürs Tourismus/Sepp Mallaun)
(Wynalazki autorstwa p. Manharta – m.in. pneumatyczna armatka dośnieżająca, podgrzewane siedzenia wyciągów, miotacz do odstrzeliwania lawin, metoda rekultywacji stoków po sezonie zimowym oraz system rozliczania się kolei linowych z właścicielami gruntów przyczyniły się do rozwoju Lech Zürs, niegdyś małej wioski , a dziś kurortu zimowego o światowej renomie. Pierwszy fragment jego opowieści można znaleźć w nocie: „Narciarski wynalazca opowiada (I)”, 31 grudnia, ub. roku)
Michael Manhart: Można robić różne rodzaje sztucznego śniegu: od małych śnieżynek do niemal gradu – choć to oczywiście już jest bez sensu. Tak czy tak, w każdym przypadku polega to na rozdrobnieniu kropli wody. Prowadzą do tego trzy etapy: doprowadzenie wody do wysokiego ciśnienia, kompresja i najważniejsze – wymieszanie powietrza z wodą. Dlatego wciąż trwają prace nad ulepszeniem konstrukcji dyszy armatek. Podstawowym ograniczeniem jest jednak nadal sytuacja atmosferyczna, czyli temperatura otoczenia i wilgotność powietrza.
Oczywiście inny śnieg trzeba zrobić na trasę rekreacyjną, a inny na stok przeznaczony na zawody. Kiedy do Lech przyjeżdża na trening kadra Niemiec, to czasem na stoku, gdzie ustawia tyczki chce śniegu zbliżonego do tego, jaki będzie w stacji, gdzie rozgrywane mają być zawody – na przykład: z St.Moritz czy val d’Isere. I to się da zrobić! Wystarczy odpowiednio ustawić kurek z wodą (śmiech).
Najnowsza technologia, czyli tzw. Snow Maker System, która pozwala na produkcję śniegu nawet w mocno dodatnich temperaturach i wykorzystywana jest na lodowcach Pitzal i Klein Matterhorn, ma jednak ograniczone możliwości: po pierwsze, robi maź lodowo-błotną, a po drugie, nie da się za jego pomocą naśnieżyć większych powierzchni. W efekcie Snow Maker System używa tylko kilka razy w roku. Ale jeśli klimat faktycznie się ociepli, to może okazać się przydatny, a zastosowana w nim koncepcja być punktem wyjścia do dalszych prac.
W każdym sezonie dostajemy od regionu zgodę na pobranie określonej kubatury litrów wody, ale to od nas zależy, czy wykorzystamy całą pulę i czy zrobimy dobry śnieg. Owszem, bywają zimy, że musimy wyprodukować nawet 900 tys. metrów sześciennych sztucznego śniegu. Lecz trasy dośnieżamy tylko wtedy, gdy nam się to opłaca.
Śnieg sztuczny na trasie nie jest gorszy od naturalnego. A puch – w związku z konstrukcją współczesnych nartach – jest dobry, ale dla freeriderów (śmiech).
Jeśli się da, to stok przygotowuje się po tym, jak opuszczą go ostatni narciarze – a więc wieczorem. Wtedy na rano on dobrze „stężeje”. Ale jak pada, to ratraki wyjeżdżają na trasy dopiero świtem. Tyle że wówczas, zwłaszcza gdy jest cieplej, po wpuszczeniu narciarzy na stok, szybciej rozjeżdżą oni efekt całej pracy.
Od wielu lat sezon otwieramy, kiedy sami chcemy – praktycznie niezależnie od pogody. I zawsze dotrzymujemy terminu właśnie dzięki temu, że znamy się na naśnieżaniu i przygotowywaniu tras: za każdym razem uwzględniamy wszystkie ważne czynniki: nie tylko atmosferyczne, ale i geologiczne, wodne itd.
Gdyby polscy zieloni przyjechali do Lech, to bym im pokazał, co można robić w stacji narciarskiej bez żadnej szkody dla natury (śmiech).
PS. W kolejnym odcinku p. Manhart opowie m.in. o sposobach na biurokrację, pieniaczy spośród właścicieli gruntów oraz ekologów.