Piękna Madonna się ceni. Ale…
jak narciarz się postara, może w niej świetnie pojeździć za pieniądze wcale nie większe niż w innych, dużo mniej atrakcyjnych, stacjach.
Zdawałoby się, że Madonna di Campiglio, mając wspaniałą, 100-letnią już tradycję zimowego kurortu (czytaj: „Piękna Madonna”, 20 grudnia 2010 r.) i będąc jednym z najbardziej znanych – i najmodniejszych – stacji narciarskich Europy (i świata), musi się cenić. I owszem, da się wydać w niej spore pieniądze. Szczęśliwie jednak mogą ją poznać także ci, których portfel nie jest specjalnie gruby.
Pewnie, można zamieszkać w którymś z czterogwiazdkowych hoteli w samym centrum miasteczka (skądinąd też pięknym: wciąż zachowującym alpejski charakter, w sporej części dostępnym tylko dla ruchu pieszego, a koncentrującym się wokół rynku – co ma szczególne znaczenie chociażby dla Krakusów). Ale równie wygodny punkt wypadowy da się znaleźć gdzieś na uboczu.
„Deptak” w Madonna di Campiglio
Sam kwaterowałem w rezydencji Ambiez, położonej ok. kilometra od centrum Madonny – ale tuż obok (100 metrów dosłownie) dolnych stacji gondoli na Passo Groste (jeden z największych obszarów zjazdowych w okolicy) oraz wyciągu krzesełkowego Forntini wiodącego na Pradalago (kolejny wielki region, połączony zresztą trasami z trzecim – Cinque Laghi). Tym samym z Ambiez bez korzystania ze skibusa (te w niskim sezonie jeżdżą dość rzadko) szybko można się dostać w dowolny narciarski zakątek Madonny (oraz do samego miasteczka). Równie łatwo dotrzeć stamtąd do wchodzących w skład Skiarea Dolomiti di Brenta, czyli do Marilevy i Folgaridy.
Samo Ambiez to duży, ale udanie wkomponowany w otoczenie, zespół różnej wielkości apartamentów. Jest też spory basen (gratis) oraz tzw. wellness, czyli rozmaite sauny (już płatne). Same apartamenty są czyste i dobrze wyposażone (prócz zestawu talerzy, sztućców są także – co choćby we Francji jest rzadkością – ścierki, serwetki papierowe, papier toaletowy itd.). Co więcej: w niektórych terminach goście rezydencji mogą korzystać z oferty Freeski, czyli skipassy dostają gratis (dotyczy to oczywiście także niektórych innych hoteli i rezydencji w Madonnie, bo od pewnego czasu nawet renomowane kurorty zaczęły w ten sposób kusić gości). Skądinąd klienci wybranych biur podróży (m.in. partnera tego bloga, czyli Alpytravel) mają w Madonnie jeszcze jedną możliwość oszczędzenia pieniędzy: jeśli nie korzystają z Freeski, to mogą liczyć na skipassy ze sporymi zniżkami.
Wybierając hotel lub rezydencję warto też pytać, czy nie ma on aby umowy z którąś z miejscowych szkół narciarskich bądź snowboardowych i wypożyczalnią sprzętu. Ambiez, przykładowo, jest powiązany ze szkołą 5 Laghi – dzięki temu nie tylko można dostać na naukę w niej niezłą zniżkę, ale też, o ile potrzeba, po ucznia przyjeżdża do rezydencji specjalny bus, by zawieźć go na miejsce spotkania z instruktorem. Ekstra stawki obowiązują też wówczas w wypożyczalni (przykładowo, za narty, kijki, buty i kask dla dziecka na 6 dni płaci się 50 euro, czyli mniej więcej tyle samo, co w niektórych wypożyczalniach w Krakowie).
A instruktorzy w Madonnie się cenią – zwłaszcza, jeśli mają uczyć dzieci. Za sześciodniowy kurs grupowy (po 3 godziny dziennie) rodzice wedle oficjalnych stawek powinni zapłacić 195 euro. Ale dzięki wspomnianym rabatom mogą obniżyć koszt narciarskiej edukacji swych dzieci nawet o 10-20 proc.
Wreszcie, last but not least (zwłaszcza we Włoszech): jedzenie i picie. Kilka przykładów. Makaron z oliwą, czosnkiem i suszonymi pomidorami w restauracji rezydencji Ambiez kosztuje 8 euro (z czego 2 euro to tzw. obsługa kelnerska). Za tyle samo można zjeść – w samej Madonnie i to nawet przy głównej ulicy – pizzę (i to bynajmniej nie najuboższą Margheritę, lecz nieco bardziej wyszukaną). W schronisku na stoku sycąca polenta z miejscowym serem i grzybami kosztuje ok. 10 euro. Espresso to zwykle 1,1 euro. A godne Lagreiny z regionu Trentino a nawet z sąsiedniego Południowego Tyrolu można kupić w sklepie spółdzielczym (Cooperativa Pinzolo) na rynku w Madonnie już za 6-8 euro.
Dobrych Świąt! Najlepiej na nartach oczywiście!