Rząd: zakaz nart
Decyzje rządu dotyczące sezonu zimowego w czasie pandemii są tak samo chaotyczne jak wcześniejsze posunięcia ekipy PiS w kwestii covid-19.
„Już dzisiaj apeluję, żeby nie planować żadnych wyjazdów, żadnych atrakcji turystycznych ani w Austrii, Włoszech, w Szwajcarii, ani w Polsce” – powiedział premier Morawiecki. Zdradził ponadto, że rząd pracuje nad rozwiązaniami prawnymi, które ograniczą możliwości przemieszczania się.
Ogłosił też zmianę terminu ferii szkolnych i skumulowanie ich dla uczniów z całej Polski w pierwszej połowie stycznia. Jego ministrowie ujawnili, że stacje narciarskie w kraju powinny być w tym czasie nieczynne, a hotele w górach zamknięte.
Właściciele pensjonatów, wyciągów, szkółek narciarskich, sklepów ze sprzętem, wypożyczalni, barów na stokach i wszelkich innych placówek usługowych w branży dostali ponoć szału.
Trudno się dziwić. Oczywiście rygory epidemiologiczne są konieczne. Rzecz w tym, że decyzje rządu dotyczące sezonu zimowego w czasie pandemii są tak samo chaotyczne jak wcześniejsze posunięcia ekipy PiS w kwestii covid-19.
Dlaczego bowiem, po pierwsze, rząd wprowadza narciarski lockdown na przełomie grudnia i stycznia, kiedy zaczyna się sezon, a wzbrania się przed wprowadzeniem obostrzeń mogących już teraz ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa? Ba, okazuje się, że decyduje się właśnie poluzować rygory (otwarcie sklepów), by już nie wspominać o utrzymaniu stref kompletnie spod nich wyłączonych (kościoły) – dziś i w przyszłości. Taką strategię lockdownu już teraz przyjmują kolejne kraje Europy (m.in. Austria, Słowacja, Włochy) w nadziei, że podwyższenie poprzeczki wymagań pozwoli do świąt zdusić epidemię.
Równie bezsensownie wyglądają, po drugie, manipulacje terminem ferii połączone z sygnalizowanym zakazem przemieszczania się i zamknięciem hoteli. Przesunięcie przerwy w nauce na pierwszą połowę stycznia jest sztuczką mającą de facto zastąpić przyznanie, że uczniowie nadal nie powinni gromadzić się w szkołach – a więc uderzenie się władzy w piersi za katastrofalny błąd, jakim było rozpoczęcie tradycyjnej nauki jesienią, które walnie przyczyniło się do wybuchu wielkiej fali zakażeń (także wśród rodziców i dziadków). Do uznania własnej winy trzeba wszak cywilnej odwagi.
W rezultacie rządowego tricku dzieci i młodzież będą w styczniu skazane na kolejne dwa tygodnie zamknięcia w domach – tyle że bez lekcji online. Krajowa branża narciarska zainkasuje zaś dotkliwy cios, który dla wielu może okazać się nokautujący. W tej sytuacji niewielkie znaczenie ma – przyznajmy: złośliwa – satysfakcja, że w wyniku rządowego tchórzostwa i braku profesjonalizmu ucierpią też w dużej mierze twardzi dotąd wyznawcy PiS.
Ani też to, że znajdą się rodzice, którzy – o ile dzieci wrócą jeszcze tej zimy do stacjonarnej szkoły – zdecydują się i tak poza feriami wziąć je z sobą na narty gdzieś za granicę.