Wengen święci urodziny
Sława trasy Lauberhorn, czyli pucharowego zjazdu w Wengen, jest wielka – zwłaszcza, ale nie tylko w Szwajcarii. Swoje robi już imponująca historia rozgrywanych tu zawodów, będąca ważną częścią dziejów narciarstwa alpejskiego. W ten weekend rozgrywany jest tam jubileuszowy, 90. cykl zawodów.
Wedle wielu to najpiękniejsza trasa zjazdu alpejskiego Pucharu Świata. I to nie tylko dlatego, że jej tłem jest słynna północna ściana Eigeru.
Wedle innych to trasa najbardziej wymagająca – trudniejsza nawet niż słynna Die Streif w Kitzbühel – zarówno z racji ostrych zakrętów, i to w wąskich miejscach, jak i długich, męczących przy prędkości dochodzącej do 160 km na godzinę trawersów.
Swego czasu na łamach „Ski Magazynu” opowiadałem szczegółowo, jak wyglądały pierwsze zjazdy w Wengen i okolicach, opierając się na wydanej w 2015 r. z okazji 150. rocznicy turystyki zimowej w Szwajcarii monografii Michaela Lütschera „Snow, sun and stars”.
Otóż pierwszych narciarzy ściągnął do Wengen angielski pastor Henry Lunn, który – równolegle z pracą misjonarską – zajmował się, i to z sukcesami, biznesem turystycznym. Choć sam w życiu nie założył nart, dostrzegł w pasjonatach tej dyscypliny potencjalnych klientów, na których można zarobić w martwym do tej pory w Alpach sezonie zimowym. Pierwszą małą grupę brytyjskich narciarzy zaprosił (kusząc na początek nader niskimi cenami) w sezonie 1898/99 do Chamonix. Wyniośli arystokraci nie byli specjalnie zachwyceni – głównie dlatego, że podczas pobytu i podróży po Francji musieli, jak argumentowali, zbyt często stykać się z plebsem.
Pastor Lynn szukał dalej. W 1902 r. na zorganizowanie zimowych ferii w Adelboden namówił dyrektora publicznej, elitarnej szkoły w Harrow. W efekcie do Szwajcarii przyjechało aż 400 młodych Anglików – pastor zorganizował osobne hotele, instruktorów. Równocześnie w samej Anglii doprowadził do powstania Klubu Sportów Alpejskich Szkół Publicznych, którego prezesem został dyrektor poważanego wśród klasy wyższej college’u w Eton. Uczniowie należący do klubu mogli korzystać z promocyjnych wyjazdów narciarskich, organizowanych naturalnie przez przedsiębiorczego duchownego.
A że kupił on właśnie Palace Hotel w położonej na 1650 m n.p.m. wiosce Mürren w kantonie berneńskim, więc to tam i do leżącego na przeciwnym zboczu doliny Wengen zaczęli jeździć brytyjscy narciarze. Tym samym obie osady, dotąd mające status najwyżej małych letnich kurortów, zaczęły żyć także zimą – i szybko przekształcały się w ośrodki sportowe.
Pastor dostrzegł bowiem jeszcze jedno: że jego młodzi goście kochają rywalizację i wszelkie zawody. A cóż może być bardziej emocjonującego niż ściganie się na nartach? Nawiązał kontakt z bliźniaczym klubem narciarskim z St. Anton am Arlberg (to na tamtejszym zboczu Galzig odbyły się w 1903 r. zawody uznawane za pierwszy bieg zjazdowy w historii narciarstwa alpejskiego) i na podstawie doświadczeń austriackich zaczął organizować konkurencje alpejskie z udziałem swoich młodych klientów.
Śmiganie i ściganie
Z tamtejszych stoków korzystał m.in. syn pastora Anrnold. Narty stały się jego wielką pasją – założył m.in. Klub Narciarski Wielkiej Brytanii (Ski Club of Great Britain). Kumplem i partnerem Arnolda w zjazdach po zboczach doliny był Walter Amstutz, syn hotelarza z Mürren, który śladem przyjaciela założył z kolei Szwajcarski Akademicki Klub Narciarski.
W 1925 r. brytyjscy miłośnicy Wengen założyli tam pod uroczą i znamienną nazwą Klub Narciarstwa Jedynie Zjazdowego – z charakterystyczną dewizą „W górę kolejką, w dół na nartach”, która miała odróżniać preferowane przez nich narciarstwo od najpowszechniejszego wtedy i w krajach skandynawskich, i w innych miejscach Alp narciarstwa polegającego na wchodzeniu pod górę czy to na nartach, czy pieszo i dopiero potem na zjeździe.
Wedle tej formuły odbyły się chociażby w 1928 r. pierwsze zawody na zboczach górującego nad Mürren szczytu Schilthorn: zawodnicy, by wystartować, musieli najpierw wspiąć się (na 2970 m n.p.m.) na piechotę.
Oczywiście młodzi Anglicy i Szwajcarzy podświadomie choćby między sobą rywalizowali. Właśnie sportowe współzawodnictwo stoi u podstaw zjazdu w Lauberhorn, górującego z kolei nad Wengen. Wyzwanie do rozegrania zjazdu z tego szczytu rzucili bowiem miejscowi, chcąc pokazać dumnym, a raczej przemądrzałym Brytyjczykom, że potrafią na nartach jeździć lepiej. Za „ojca założyciela” zjazdu z Lauberhorn uznaje się w każdym razie urodzonego w Wengen niespełna 30-letniego wówczas pasjonata nart Ernsta Gertscha, jako że to w listopadzie 1929 r. przekonał Szwajcarski Akademicki Klub Narciarski do firmowania imprezy. Jej pierwsza edycja odbyła się na początku 1930 r.
Rewolucja w Wengen
Zjazd w Wengen był przełomem. Znaczenie miało już to, że w swoim najwęższym punkcie trasa miała ledwie 3 m (na dodatek był to skalny kuluar). Równocześnie w wielu miejscach usunięto – by zawodnicy mogli rozwijać większą prędkość – drzewa i co większe głazy.
Nowością było także, że od początku historii zawodów szanse na ich ukończenie mieli w praktyce jedynie ci, których narty wyposażone były w stalowe krawędzie. Trasa była bowiem zwykle tak zlodzona, że najczęstsze w tamtych czasach drewniane narty bez żadnych kantów nie miały szans utrzymać się w skręcie.
A już absolutną sensacją było dopuszczenie do startu już od pierwszej edycji nie tylko zawodników z całego świata, ale i kobiet. Na dodatek najlepsza z pań, niejaka „Miss Carol”, zajęła 17. miejsce, bijąc aż 20 kolegów.
Z czasem rewolucyjną zmianą stało się i to, że zawodnicy nie musieli już wspinać się na szczyt (jak w przypadku Müren), lecz mogli wjechać niemal na samą linię startu wybudowaną jeszcze pod koniec XIX w. kolejką zębatą. Takiej możliwości nie było wtedy na innych słynnych zawodach w Davos i St. Anton.
Początkowo w zjeździe z Lauberhorn dominowali chłopcy ze starych miejscowych rodzin: Almmenów, Steuri, Schlunegger. Lecz największą sławą cieszył się Karl Molitor, który od 1939 r. (kiedy pierwszy raz wygrał zjazd w swojej dolinie) do 1948 stawał na podium aż sześciokrotnie (w rozgrywanym równocześnie, choć cieszącym się mniejszą renomą slalomie zwyciężał dwa razy, a w kombinacji – trzy).
Pierwsze jego zwycięstwo to osobna historia: otóż dzień przed startem jego były nauczyciel (Molitor dopiero co skończył 18 lat) zdradził wychowankowi, że razem ze swoimi uczniami na jednym z fragmentów zjazdu ubili śnieg tak, że powstała możliwość niewielkiego i wąskiego, ale jednak skrótu (bramki wytyczające trasę nie były wówczas stawiane tak gęsto jak obecnie, można więc było korzystać z alternatywnych wariantów jazdy). Molitor wykorzystał okazję i wygrał z przewagą 9 sekund (jego późniejsze losy warte są osobnego opisania).
Arnold Lunn mawiał potem z nostalgią, że czasy, w którym podczas biegu zjazdowego można się było wykazać także poczuciem humoru i sprytem, były złotym okresem tej dyscypliny.
PS Skądinąd kiedy w II połowie XIX w. ogłoszono plany połączenia regionu z resztą kraju koleją (w tym budowy zębatki Wengenalp), wybuchła wśród miejscowych gorąca dyskusja.
Zwolennicy przekonywali, że to wielka szansa (poeta Gottfried Strasser popełnił nawet odę „Mój Grinderwald”, w której uznał kolej za najważniejsze ogniwo łańcucha, który wyniesie region na światowy poziom). Przeciwnicy podnosili m.in., że pociągi będą płoszyć pasące się na halach krowy.
Największe spory wzbudził pomysł Leo Betrixa, właściciela drukarni w nieodległym Biel, który zasugerował, by połączyć Grindelwald i Lauterbrunnen (dotąd końcowe stacje Oberland w dolinie) z przełęczą Kleine Scheidegg i wioską Wengen właśnie. W przypadku Wengenalp decyzja oparła się aż o rząd federalny w Bernie, który w końcu dał zielone światło. Pierwszy letni kurs nowa kolej odbyła już w 1893 r., ale na pierwszy zimowy trzeba było czekać aż do sezonu 1933/34, bo dopiero wtedy zdołano zabezpieczyć torowisko przed ewentualnością zasypania przez lawiny.
Zresztą także uruchomienie kursów zimowych wymagało nacisku rządu z Berna: tym razem opierali się sami urzędnicy kolejki Wengenapl. Na inwestycje w zabezpieczenia lawinowe zgodzili się dopiero, kiedy to Berno zaszantażowało ich odebraniem licencji na budowę kolejki linowej z Lauterbrunnen do Wengen.
PS II Zawody w Wengen to prócz słynnego zjazdu kombinacja alpejska, która – co jest wyjątkiem – składa się tu ze slalomu i zjazdu (w innych ośrodkach obejmuje slalom i supergigant) oraz slalom.
PS III W 2016 r. miałem okazję oglądać na żywo zjazd w Wengen. Opisałem tu:
wtedy oczywiście – jak wyglądają przygotowania i kulisy zawodów oraz jaka atmosfera podczas nich panuje.
PS IV Wszystkie zdjęcia pochodzą z katalogu biura prasowego zawodów i pokazują ubiegłoroczne zmagania na Lauberhorn.