Słońce (i śnieg!) w Val Di Sole
Rodacy, którzy w pierwszym tygodniu ferii opanowali Skiarea Campiglio Dolomiti di Brenta w Dolomitach, muszą być zadowoleni: podczas gdy gdzie indziej ze śniegiem są spore kłopoty, tu jest i on, i słońce.Jeszcze na łączącej Austrię i Włochy przełęczy Brenner nic nie zapowiadało takich nart. Kiedy przekraczałem ją w sobotni wieczór, padał deszcz ze śniegiem, a niewiele dalej, bo w Bolzano, było +6 stopni Celsjusza. Kiedy jednak dotarłem na kwaterę w kompleksie Solaria Marilleva 1400, sypało już pięknym, grubym śniegiem. I tak do rana. W niedzielę więc świeżego puchu było z 30 cm. A nadto, jak na Dolomity przystało, zaczęło świecić piękne słońce.
Goście od samego rana okupowali zatem kasy z karnetami. Wciąż jest tu tzw. niski sezon, więc – przykładowo – za sześciodniową jazdę po 150 km tras Skiarea Campiglio Dolomiti di Brenta, czyli na stokach wokół Marillevy, Folgaridy, Pinzolo, Pejo oraz przede wszystkim słynnej Madonny di Campiglio, dorosły płaci 220 euro (w zasadniczym sezonie – 252 euro). Dzieci do ósmego roku życia jeżdżą za darmo, a te większe – za 110 euro (do 12 lat) lub 154 euro (do 16 lat). Kolejki były spore, bo i wariantów karnetów i zniżek jest multum, więc wybór do łatwych nie należy. Na dodatek wszyscy byli pełni zapału do jazdy, więc przed okienkami kas, by tak rzec, iskrzyło.
W końcu jednak naród rozjechał się po okolicy, więc niezdrowa złość sprzed kas przerodziła się w zdrową złość sportową. A w zasadzie radość – dowodem choćby to, że już podczas pierwszego zjazdu usłyszałem gromkie „Jest jak w raju, k…!”. Marilleva opanowana jest bowiem teraz przez Polaków: piękny język Mickiewicza i Miłosza (oczywiście z wtrętami na k…) słychać tu wszędzie, a na trasach co rusz można spotkać grupy uczące się sztuki nart i snowboardu pod kierunkiem rodzimych instruktorów.
Zresztą i w miejscowej Marilleva Scuola Sci E Snowboard pracuje w tym sezonie p. Radek z Polski (narzeka jednak, że na razie podczas przydzielania klientów fory u szefów mają jednak jego starsi włoscy koledzy).
Co jednak najważniejsze: jeździ się tu przednio. Swoje robi i dobry śnieg, i słońce, i zróżnicowane trasy, wytyczone pomiędzy 700 a 2443 m n.p.m. (Passo Groste nad Madonną) i przygotowane wedle, najlepszej w tym akurat przypadku, włoskiej szkoły. Co ciekawe, jazda off piste formalnie jest zabroniona, ale oczywiście pokusa puchu w lesie bywa dla niektórych nie do odparcia. Wielkie są także widoki – z górującymi nad Madonną charakterystycznymi masywami Cima Brenta i Cima Tosa na czele (oba mają ponad 3000 m n.p.m.).O detalach tyczących zakwaterowania, kuchni i innych atrakcji – w następnej relacji.