Kiedy ten pierwszy raz…
…przypiąć dziecku narty? – to pytanie nurtuje wielu rodziców, pasjonatów tego sportu, którzy chcieliby, by ich pociechy także go pokochały.
Może wskazówką będą przypadki dwóch wybitnych alpejczyków z Austrii: Manfreda Prangera (w bieżącym sezonie złoty medalista Mistrzostw Świata w slalomie) oraz Benjamina Reicha (czterokrotne mistrzostwo świata juniorów, dwukrotne złoto olimpiejskie w Turynie w 2006 r., 9 medali na Mistrzostwach Świata, najlepszy w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata 2005/2006 i ośmiokrotny zdobywca Małej Kryształowej Kuli – w tym sezonie w kombinacji). Bo choć naturalnie nie wszystkie dzieci uczyć się jazdy na nartach, by zostać zawodnikami, to historie mistrzów zawsze są ciekawe.
Otóż urodzony w 1978 r. Pragner miał ledwie dwa lata, kiedy w plastikowych nartkach biegał wokół rodzinnego domu, a potem zjeżdżał z pobliskiego pagórka. Już jako pięciolatek wygrał dziecięce zawody narciarskie w rodzinnej wiosce, Gschnitz. W młodości próbował oczywiście wszystkich możliwych stylów, jeździł poza trasami i ścigał się na tzw. krechę. W końcu w 2000 r. zadebiutował w zawodach Pucharu Świata. Dziś radzi początkującym, by… uzbroili się w cierpliwość i od początku szlifowali jazdę prawidłową techniką, by nie nabrać złych nawyków, bo one tylko wydłużają naukę. Dlatego sugeruje, że najrozsądniej jest zapisać dzieci na kurs narciarski. Poleca oczywiście instruktorów ze swojego Tyrolu, których znajomość nowoczesnych metod szkoleniowych, w tym wielu zabaw i ćwiczeń, ułatwiających dzieciom zapoznanie się z nartami i pomagających w polubieniu tego sportu .
Także Benni Raich (także rocznik 1978 r.), uczył się jazdy od wczesnego dzieciństwa. Podobno nie pamięta nawet momentu, gdy pierwszy raz miał narty na nogach. Na pewno było to jednak pod okiem ojca, a za stok służyła górka przed domem w rodzinnej dolinie Pitztal. Wspomina za to swój pierwszy upadek: „Kiedy padłem jak długi, dziadek powiedział do mnie: Chodź, pomogę ci wstać! Ten moment przypominam sobie doskonale!”. Kariera sportowa Raicha rozpoczęła się wcześniej niż się to oficjalnie przyjmuje. Już w wieku pięciu lat wygrał swoje pierwsze zawody narciarskie: „W mistrzostwach KS Arzl im Pitztal zdobyłem złoty medal!”.
Również Raich poleca początkującym kursy w szkółkach narciarskich, bo tylko w nich można krok po kroku nauczyć się prawidłowej techniki. Pytany, czy dobrym nauczycielem nie może być ktoś z rodziny bądź starszy kolega, opowiada: „Owszem, o ile jest instruktorem…”.
Sam swojego syna postawiłem na nartach – wbrew protestom części rodziny i znajomych – gdy miał dwa i pół roku. Więcej: już wtedy zaczął ćwiczyć w szkółce narciarskiej Les Marmottones w Tignes. Jeździł tam przez dwa sezony (w sumie ponad trzy tygodnie). Potem – już w tym roku – uczył się też w austriackim Alpbach i włoskiej Santa Caterinie.
Co ważne: nigdzie większego problemu nie stanowiła bariera językowa – okazuje się, że dziecko doskonale bawi się samym naśladowaniem ruchów Pana lub Pani (instruktorów) oraz pozostałych dzieciaków w grupie. I właśnie w Santa Caterinie Kuba, mając pięć i pół roku, pokonał fragment trasy Mistrzostw Świata w giganci e kobiet 2005 r. (tzw. Deborah Compagnoni slope, oznaczona jako czarno-czerwona), bez problemów jeździł po tamtejszych czerwonych nartostradach (a nawet po specjalnym torze wytyczonym dla dzieci w lesie). I też – z wielkim przejęciem – zaliczył pierwsze zawody, zdobywając drugie miejsce.
Kuba na trasie zawodów w Santa Caterina (fot. Małgorzata Cieżak)
Co najważniejsze: na nartach czuje się coraz pewniej i momentami jeździ już skrętem równoległym. Jest przy tym z tego dumny, a równocześnie świetnie się bawi. A wszystkich swoich instruktorów (Tommy’iego z Tignes, Harriet i Big Rudy’iego z Alpbach oraz Silviano z Santa Caterina) wspomina z wielką estymą.