O sztucznym śnieżeniu prawie wszystko (II)
Przeciwnicy sztucznego dośnieżania tras narciarskich twierdzą, że taka ingerencja w naturę szkodzi środowisku. Jednak wielu biologów i rolników, którzy latem gospodarują na terenach stacji zimowych, dowodzi, że jeśli używane są nowoczesne technologie, to sztuczny śnieg bywa dlań pożyteczny.
Sztuczny śnieg jest dużo cięższy od naturalnego i trudniej się kompresuje (pod wpływem czynników atmosferycznych, ratraków czy narciarzy). Jest więc trwalszy i utrzymuje się na stokach o wiele dłużej. Tym samym lepiej chroni darń.
Przy małej ilości śniegu naturalnego podczas przygotowywania stoku, a i samych zjazdów może być ona łatwo naruszana. Dlatego tak istotne jest stworzenie spodniej warstwy ze śniegu sztucznego, która po opadach zwiąże się ze śniegiem naturalnym i lepiej wytrzymuje nacisk narciarzy niż ta złożona tylko z naturalnego śniegu. Eksperci z krajów alpejskich podkreślają, że ową pierwszą, sztuczną warstwę śniegu, trzeba położyć na samym początku sezonu (czego zdaje się nie przyjmować do wiadomości wielu włodarzy stoków w Polsce). Szacują, że wczesne rozpoczęcie naśnieżania pozwala w Alpach o 90 proc. zmniejszyć uszkodzenia darni, powstałe wskutek użytkowania zimą stoków przez narciarzy i snowboardzistów.
Jeszcze inne zalety ma sztuczne naśnieżanie podczas suchych wiosen. Sztuczny śnieg roztapia się nieco wolniej, dzięki czemu zaopatrzenie roślin w wodę jest lepsze – bo dłuższe i bardziej regularne.
Pozytywną rolę odgrywają także zbiorniki retencyjne, budowane w górach w związku ze sztucznym dośnieżaniem. I chodzi nie tylko o to, że w lecie mogą być one celem atrakcyjnych wycieczek. Otóż podczas budowy stawu retencyjnego z pierwotnego obszaru przenoszone są całe połacie traw, które zasadza się na innych zboczach. „W ten sposób powstają tzw. biotopy wtórne na przykład dla traszek górskich i kijanek, które można w dużych ilościach spotkać w zbiornikach retencyjnych” – wyjaśnia w sygnalizowanej już tu rozmowie o sztucznym naśnieżaniu, którą opublikował wydawany w tyrolskiej dolinie Zillertal periodyk „Z Zillertal.at” („O sztucznym śnieżeniu prawie wszystko I”, 27 sierpnia b.r.) austriacka biolożka Ingrid Silberger, specjalizująca się w ochronie środowiska i krajobrazu w rejonach górskich.
Z kolei Franz Huber, rolnik z Fugen, który w dolinie Zillertal ma stado 300 sztuk bydła, opowiada, że o ile na jednej ze swoich łąk mógł przed trzydziestu laty – nim obok wyciągów narciarskich postawiono instalacje dośnieżające – wypasać ledwie 30 krów, to teraz wystarcza tam paszy dla 120 zwierząt i to przez około miesiąc dłużej. Okazuje się, że dzięki porozumieniom między zillertalskimi rolnikami a zarządzającymi tamtejszymi kolejkami górskimi, powierzchnia pastwisk i ich wydajność wzrosły w dolinie o 50 proc. W Alpach około połowa stoków cierpi wiosną – zwłaszcza tych o południowej ekspozycji, gdzie słońce operuje najmocniej – na niedostateczne nawodnienie. Teraz jednak w rejonach, w których działają armatki, woda z topniejącego sztucznego śniegu uzupełnia niedobory – i to nawet na wysokości 2600 m n.p.m.
„Stan roślinności jest obecnie dużo lepszy niż wcześniej” – mówi Franz Huber. Dotyczy to zarówno traw, jak choćby kwiatów – w Zillertal na przykład dużo częściej można znaleźć teraz kniecie, rzadki dotąd tu ich gatunek.
PS.
Ciąg dalszy – tym razem o wpływie sztucznego dośnieżania na tzw. cyrkulację ekologiczną oraz jego znaczeniu na rozwój turystyki – nastąpi.